Nowa Zelandia – Wyspa Północna. 8 dni i 1700 km. Na Wyspie Północnej kojarzonej przede wszystkim z kadrami z Władcy Pierścieni zwiedziliśmy plan filmowy Hobbiton, przeszliśmy szlak Tongariro prowadzący przez filmowy Mordor, zapatrzyliśmy się na piękne Blue Springs z krystalicznie czystą wodą, zwiedziliśmy aktywny wulkanicznie teren Wai-O-Tapu, jaskinię Waipu ze świetlikami i
Skip to content Samochody Motocykle Leasing Wymajem pojazdów Serwis Car detaling Transport i logistyka Search Wszystko o motoryzacji na Samochody Motocykle Leasing Wymajem pojazdów Serwis Car detaling Transport i logistyka Search Aktualności Auto przeprowadzkowe- czy warto wynająć firmę przeprowadzkową? Samochód na abonament- na czym polega wynajem auta na abonament? Wypożyczenie kampera- kiedy warto skorzystać z tej opcji? Certyfikat kompetencji zawodowych- co to jest i jak go uzyskać? Jakie kosmetyki samochodowe warto posiadać? Serwis klimatyzacji- kiedy warto udać się na ozonowanie samochodu? Światła w samochodzie- rodzaje oświetlenia samochodowego Prawo jazdy na motocykl- co warto wiedzieć? Leasing operacyjny a finansowy- różnice Historia pojazdu (VIN)- gdzie sprawdzić? czwartek, 28 lipca, 2022 Aktualności Transport i logistyka Wymajem pojazdów Auto przeprowadzkowe- czy warto wynająć firmę przeprowadzkową? Turbonews 28 lutego 2021 Zdecydowana większość dorosłej populacji ma za sobą lub będzie miała proces przeprowadzki. Migracje miejsc zamieszkania osób polegają na zmianie pracy, wyprowadzeniu się od rodziców, wynajmie mieszkania czy też po zakupie … Read More
1. Muzeum Narodowe Nowej Zelandii Te Papa Tongarewa. Jedno z najpiękniejszych muzeów na świecie i z pewnością najpiękniejsze muzeum w Nowej Zelandii to pełna emocji, wciągająca podróż w sam środek świata natury, która ukształtowała dzisiejszy kraj i kulturę Maorysów, pierwszych osadników, którzy osiedlili się tu setki lat
Fanów „Władcy Pierścieni” czy „Hobbita” nie trzeba przekonywać do podróży do Nowej Zelandii – filmy doskonale oddają ... czytaj więcej Informacje Szczegóły Dostawa Dostępność IntroductionFanów „Władcy Pierścieni” czy „Hobbita” nie trzeba przekonywać do podróży do Nowej Zelandii – filmy doskonale oddają piękno i wyjątkowość tego niesamowitego kraju. Zapierające dech w piersiach krajobrazy, przepiękne, piaszczyste plaże, jedyne w swoim rodzaju, udostępnione do „zwiedzania” lodowce, fiordy, oryginalna kultura to tylko nieliczne atrakcje, które czekają na turystów w Nowej Zelandii. Dodatkowo obecność zjawisk geotermalnych, możliwych ze względu na specyficzne rozmieszczenie płyt tektonicznych, sprawi, że podróż do tego kraju będzie niezapomnianym przeżyciem. Zanim jednak podejmiemy decyzję o podróży do Nowej Zelandii warto jeszcze przed podróżą zapoznać się z najważniejszymi atrakcjami turystycznymi, informacjami, związanymi z historią kraju, jego geografią, czy podstawowymi zwrotami, które ułatwią komunikację na miejscu. Pomoże Ci w tym przewodnik z naszej oferty, dzięki któremu podróż do tego wyjątkowego państwa będzie dla Ciebie niezapomnianym doświadczeniem. Już nie musisz martwić się, że jakaś informacja na temat tego kraju umknie Twojej uwadze. Dzięki temu przewodnikowi wszystkie niezbędne informacje będą w zasięgu Twojej ręki, zamknięte w niewielkich rozmiarów książeczce! Nie czekaj ani chwili dłużej, zakup przewodnik i daj się porwać do niesamowitego świata Nowej Zelandii! PakowanieWydawnictwo i seria: Pascal, Lonely PlanetAutorzy: Peter Dragicevich, Brett Atkinson, Sarah Bennett, Charles Rawlings-Way, Lee SlaterPremiera: 2018-11-28ISBN: 978-83-8103-210-0Tytuł oryginalny: New ZealandLiczba stron: 320Format: 128x197Typ oprawy: miękkaRok wydania: 2018 Jeden proces, wiele możliwości Podczas składania zamówienia w naszym sklepie internetowym – na etapie uzupełniania szczegółów dotyczących realizacji transakcji – należy wskazać preferowaną przez siebie formę dostawy. Produkty możemy do Ciebie doręczyć na kilka sposobów lub możesz odebrać je osobiście w wybranym oddziale. Dostawa wysyłkowa Aktualnie oferujemy łącznie aż 5 metod dostaw wysyłkowych, do których należą: dostawa kurierem FedEx 24* – 20,00 zł; dostawa kurierem Pocztex 24 – 20,00 zł; odbiór w punkcie (Żabka, Ruch i inne) – 20,00 zł; dostawa listem poleconym priorytetowym – 8,50 zł; transport konwojem ustalany indywidualnie – 299,00 zł. Dostępność określonej metody dostawy wysyłkowej dla konkretnego zamówienia jest uzależniona od zawartości koszyka zakupowego, tj. od rodzaju zamawianych produktów oraz ich wartości. W dni robocze wysyłka następuje już w ciągu 24 godzin od zaksięgowania płatności na naszym koncie i odnotowania tej wpłaty w naszym wewnętrznym systemie transakcyjnym. Rzeczywisty czas doręczenia przez przewoźnika to najczęściej 1 dzień roboczy, choć – w zależności od wybranej metody – może wynieść od 2 do 5 dni. Odbiór osobisty Możliwość odbioru osobistego produktów w wybranym oddziale jest darmowa. Szczegółowe informacje na temat metod, kosztów i innych zagadnień związanych z dostawą produktów zostały zaprezentowane w zakładce „Realizacja zamówień internetowych” na stronie „Pomoc”. * W sytuacji, gdy nasze stany magazynowe w magazynie centralnym okażą się niewystarczające, realizacja zamówienia zostanie przekazana do jednego z oddziałów, przez co zastrzegamy sobie możliwość nadania produktów kurierem Pocztex 24 zamiast kuriera FedEx 24. Pełna dostępność produktów Wszystkie produkty, których zakup jest możliwy w naszym sklepie internetowym, tzn. takie, które posiadają zadeklarowaną cenę sprzedaży oraz istnieje możliwość dodania ich do koszyka, są fizycznie obecne w naszym magazynie lub w co najmniej jednym z biur i dostępne natychmiastowo, od ręki. W przypadku chęci nabycia więcej niż 1 sztuki danego produktu warto uprzednio skontaktować się z nami w celu potwierdzenia posiadania wymaganych zapasów. Gdy nasze stany magazynowe okażą się niewystarczające – co zdarza się wyjątkowo rzadko – Zespół ds. Wsparcia Klienta poinformuje Cię o planowanej dacie uzupełnienia magazynu. W tym czasie możesz po prostu złożyć zamówienie, opłacić je i oczekiwać na informację o wysłaniu towaru lub o możliwości jego odbioru – wiadomość przekażemy na podany w zamówieniu adres e-mail tak szybko, jak tylko będzie to możliwe! Doręczenie zamówienia Jeżeli chcesz poznać metody, koszty i inne zagadnienia związane z dostawą produktów, przejdź do zakładki „Dostawa” na karcie produktu lub odwiedź zakładkę „Realizacja zamówień internetowych” na podstronie „Pomoc”. Wizyta w oddziale Jeżeli zależy Ci na jak najszybszym odbiorze osobistym zamówienia, np. tuż po jego złożeniu i opłaceniu lub planujesz przeprowadzić całą transakcję na miejscu, np. aby zapłacić gotówką, przed wizytą sprawdź dostępność produktów w wybranym oddziale. Bezpłatna konsultacja – online lub w oddziale! Skorzystaj z darmowej konsultacji i dowiedz się, jak bezpiecznie inwestować w fizyczne złoto lub srebro. Paczki do i z Nowej Zelandii, wysyłane transportem z nami, docierają na miejsce błyskawicznie. Sprawny import i eksport przesyłek do i z Nowej Zelandii to coś, czego oczekują zarówno firmy, jak i klienci indywidualni. Nasza oferta skierowana jest do wszystkich! Mamy rozbudowane zaplecze logistyczne oraz własną agencję celną.
W trzeciej części relacji z naszej wyprawy do Nowej Zelandii, dowiecie się:o polityce migracyjnej krajuo Polonii w Nowej Zelandiio tym jak wyglądają miastao gospodarcePolityka migracyjnaPodobnie jak w Australii Nowa Zelandia prowadzi obecnie bardzo konsekwentną politykę migracyjną. Aby stać się obywatelem najlepiej być na liście wysoce pożądanych zawodów. W innym przypadku na chętnych czeka długa i trudna droga pozyskiwania stałej wizy. Był moment w historii Nowej Zelandii, kiedy dość łatwo można było zostać obywatelem tego kraju. Wystarczyło przyjechać z odpowiednim kapitałem. Skorzystało z tej opcji wielu Azjatów, głównie z Chin. Mogłoby się wydawać, że bariera kapitału będzie wystarczająca do kontrolowanej migracji ludzi z kraju środka. Ale Chin nie można mierzyć normalną skalą. Zanim rząd wycofał się z tego programu do kraju przyjechało bardzo wielu „nowych”. W moim odczuciu łatwiej jest spotkać przedstawicieli tej fali imigracji niż rdzennych Maorysów. Ci, którzy przybyli szybko się asymilują, stając prawdziwymi obywatelami. Tworzy to pewien fenomen. Nowa Zelandia to kraj, w którym jest najbardziej zbalansowana i chciało by się rzec, najzdrowsza konstrukcja społeczna, ze wszystkich kilkudziesięciu krajów jakie kraj jest bogaty, zabezpiecza niezłe warunki socjalne, a emigranci, którzy tu przybyli z założenia byli zasobni (nawet jeśli na wymagana kwotę składała się cała chińska wioska). Obok siebie żyje tu obecnie w zgodzie i poszanowaniu swoich praw, wielokulturowa mieszanka przedstawicieli różnych wyznań i religii. To jedyny kraj gdzie nie widziałem biedy przedmieścia, tak charakterystycznego dla nawet wysoko rozwiniętych krajów. W żadnym miejscu, które odwiedziliśmy, nawet przez chwilę nie poczuliśmy się rzecz może być moim zdaniem znamienna w miarę upływu najbliższych dziesięcioleci. Społeczność maoryska, wcześniej perfidnie zepchnięta w kąt egzystencji, dopiero stosunkowo niedawno osiągnęła pełnię praw i pozostaje dość bierna. Tak się zresztą dzieje z większością rdzennych mieszkańców byłych koloni. Potomkowie białych, głównie brytyjskich osadników, w dużej mierze żyją poczuciem, że nie muszą się bardzo starać bo kraj jest ich i wystarczy zajmować się ojcowizną…Dynamitem rozwoju są natomiast pierwsze pokolenia azjatyckich emigrantów. W szkole to chińskie dzieci się uczą i bardzo ciężko pracują aby zapewnić sobie lepsza przyszłość i „zwrócić wiosce pożyczkę emigracyjną”. To ich widać w usługach, jak choćby centrum Auckland, które jest niczym Chinatown. To po nich widać przedsiębiorczość i pracę, oraz coraz bardziej jej efekty. Kto wie czy nie będą wypierać białych piętro po piętrze z budynków gospodarczego „city” aż w końcu Ci oddadzą im całkiem pole. Nie twierdzę, że to złe, ale z pewnością wpłynie na zmianę krajobrazu społecznego i kulturalnego Nowej Zelandii. Czy nazwa kraju nawiązująca do jednego z rejonów holenderskich po kilku dekadach zmieni się na np. Nowy Zhejiang? W Europie Putin udowodnił, że historia się nie skończyła. Co będzie w Oceanii, czas polonijnyMało kto wie, że pojawianie się dużej grupy naszych rodaków w NZ miało miejsce w czasie II wojny światowej. W 1943 po wielu perypetiach do kampusu Pahiatua dotarło ponad 800 osób, głównie dzieci osieroconych podczas przymusowej zsyłki polskich rodzin na Syberię. Po uformowaniu się Armii Andersa, czyli swoistej „amnestii” Stalina, dzieci te i ich opiekunowie trafili najpierw do Persji a następnie zostały przyjęte przez Nową Zelandię. Po wojnie większość z tych dzieci zostało na emigracji tworząc zalążki polonii w tym kraju. Zintegrowani wspólnymi przeżyciami, stworzyli zintegrowane środowisko, tworząc dom polski w Auckland. Potem Polacy pojawiali się tam w ramach łączenia rodzin, emigracji solidarnościowej i wreszcie w obecnym czasie wysoko wyspecjalizowanych pracowników, których gospodarka Nowej Zelandii bardzo ze swoją przedsiębiorczością i sprytem Polacy radzą sobie tutaj bardzo dobrze. Wiele dzieci jednak nie ma kontaktu z językiem polskim i wtapia się w miejscową ludność. Podczas naszego pobytu mieliśmy przyjemność poznać sporą grupę osób skupioną wokół domu polskiego w Auckland, gdzie niezwykle energiczna i entuzjastyczna grupa polonijna stara się pielęgnować polską kulturę i i architekturaNowa Zelandia ma bardzo krótka historię państwowości. Pierwsi kolonizatorzy składający się głównie z przestępców wywiezionych z terytoriów angielskich pojawili się tutaj dopiero pod koniec XVIII wieku. W 1856 powstał pierwszy rząd w ramach brytyjskiej koloni a dopiero w 1947 roku uzyskano niepodległość. Nie miały kiedy się więc wytworzyć duże, światłe, urzekające zabytkami ośrodki urbanistyczną można porównać do tej znanej z Norwegii. Jedno duże miasto Auckland, gdzie żyje niemal 1/3 populacji, kilka mniejszych jak stolica Wellington, Hamilton, Tauranga na Wyspie Północnej oraz Christchurch i Dunedin na Wyspie Południowej. Reszta to małe miasteczka. Rozwój tych miast zwykle wiązał się z funkcjonowaniem wydobycia złóż surowców w danym rejonie. Tak stało się choćby podczas gorączki złota, kiedy to masowo przybywali do Nowej Zelandii ludzie zwabieni złotym kruszcem. Razem z nimi wyrastała potrzebna pionierom infrastruktura. Zwłaszcza na Południowej Wyspie, między poszczególnymi osadami są olbrzymie przestrzenie gdzie wypasa się owce i bydło. Trzeba to brać pod uwagę jeżdżąc samochodem, ponieważ kiedy zapali Ci się rezerwa to szanse na stację benzynowa w pobliżu są miasteczka przypominają te z westernów z jednopiętrową zabudową, ciągnące się wzdłuż rozmieszczonych na planie kwadratu ulic. Tylko zamiast koni stoją przy chodniku samochody. Poza nielicznymi wyjątkami jak choćby piękny dworzec kolejowy w Dunedin (efekt złotego boomu), czy wiktoriańskie dzielnice willowe większych miast, trudno doszukiwać się czegoś oryginalnego w zabudowie. Jakże ubogo to wygląda w porównaniu do byle europejskiego miasteczka, w którym z każdego kamienia mówią wieki Nowozelandczyków żyje po prostu w domach jednorodzinnych. Każdy z ogródkiem, raczej rzadko przesadnie zadbanym. Mają osobne krany do ciepłej i zimnej wody, jedyne słuszne, identyczne gniazdka i przełączniki elektryczne we wszystkich budynkach. Nie stosują podwójnych czy potrójnych szyb w oknach i o zgrozo centralnego ogrzewania! Grzeją się elektrycznymi farelkami czy innymi przenośnymi grzejnikami oraz kocami elektrycznymi na których śpią. Zamieszkiwanie zwłaszcza Południowej Wyspy na stałe wymaga naprawdę dużego hartu ducha i ciała. Od pokoleń najlepiej radzą sobie tam potomkowie szkockich górali którzy w tak trudnym klimacie potrafią żyć i hodować setki tysięcy owiec na niezmierzonych pastwiskach. Co ciekawe, pastwiska te są ogrodzone co sprawia, że jadąc czasami dziesiątki kilometrów trudno o wolną przestrzeń. Na każdym takim polu co najmniej jedna z tysięcy owiec zawsze stoi samotnie blisko drogi przy bramie, jakby zasiedlające je poprzednie wcielenie, tęskniło za czymś więcej niż reszta czego żyje Nowa ZelandiaBez wątpienia jest to kraj niezwykle bogaty w surowce naturalne. Mieszkańcy dokładają do tego olbrzymią produkcję żywności, wełny i wina, której duża część jest eksportowana. To jeden z niewielu krajów na świecie w pełni samowystarczalny w zasoby potrzebne do funkcjonowania w nowoczesnej gospodarce, z ropą naftowa włącznie. Gałęzią, która coraz mocniej zasila budżet jest turystyka. A jak już wspomniałem, wyprawa tam do tanich nie należy. Żartobliwie nawet mieszkańcy kontestują, że Nowa Zelandia żyje z dwóch rodzajów baranów. Tych, które hodują i jedzą oraz tych, których strzygą z dudków niczym górale na Krupówkach ☺Marketing turystyczny należy do jednych z najwyżej rozwiniętych na świecie. O jego skuteczności świadczy choćby fakt, że infrastruktura turystyczna a zwłaszcza dostępna baza noclegowa w popularnych miejscach nie jest w stanie obsłużyć wszystkich chętnych turystów. I to tak naprawdę przyczyna popularności camperów i przydrożnych moteli. Po prostu nie ma innego wyjścia jeśli w sezonie turystycznym chce się podziwiać nowozelandzkie „must see”. Stąd się biorą też tak wysokie koszty noclegów. Po szoku cenowym w pierwszych dniach, chwytasz jak ciepłą bułeczkę dwupokojowy apartament za 200-250 euro za noc, bo wiesz już, że w promieniu 50 km takich miejsc jest raptem kilkanaście… A podróżując w 3 dorosłe osoby z małym dzieckiem wybór jest jeszcze dalsza wpisu o naszej wyprawie do Nowej Zelandii pod linkami:Część 1: Nowa Zelandia – co wiemy o kraju, do którego tak wielu chce wyemigrować? Część 2: Nowa Zelandia – cała prawda o przyrodzie i mieszkańcach Kraju Kiwi Część 4: Nowa Zelandia – 20 miejsc, które warto zobaczyć podróżując z małym dzieckiem
Osoby legitymujące się polskim paszportem, odwiedzający Nową Zelandię w celach turystycznych do trzech miesięcy, muszą postarać się o elektroniczna wizę - turystyczną 90-dniową „NZeTA (e-wiza)”. Jest to wiza wielokrotna. Wizę wyrabia się poprzez stronę internetową ambasady Nowej Zelandii a czas jej wydania to około 4 dni. „Jesteście nienormalni” – takie słowa słyszeliśmy niemal od każdego, kto pytał o nasz sposób podróżowania po Nowej Zelandii. Dlaczego? W ciągu 19 dni udało nam się zobaczyć i doświadczyć o wiele więcej niż większości osób w 2-3 miesiące. Zacznijmy jednak od początku. W 2013 roku, podczas naszego pobytu w Australii, postanowiliśmy wyskoczyć na 3 dni do Nowej Zelandii. Kiedy pierwszy raz ujrzeliśmy soczysto zielone wzgórza usiane malutkimi puchatymi owieczkami trafiła nas strzała amora. Zakochaliśmy się w tych widokach od pierwszego wejrzenia. Obiecaliśmy sobie, że pewnego dnia wrócimy na dłużej. Dwa lata później natknęliśmy się na promocyjne bilety do Nowej Zelandii. Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, zarezerwowaliśmy dwa na kwiecień 2016 roku. Przygotowania zaczęliśmy od stworzenia listy miejsc, które chcieliśmy odwiedzić i rzeczy, jakich chcieliśmy doświadczyć. Biorąc pod uwagę nasz budżet i odległości między miejscami, udało nam się nieco zawęzić tę listę, jednak ciągle wydawała się ona niemożliwa do zrealizowania. Analizowaliśmy nasze plany wiele razy, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy w stanie zrezygnować z nawet jednej wymarzonej rzeczy. Przecież nie będziemy wracać do Nowej Zelandii co roku. Nie było szans, żeby cokolwiek odpuścić. Musieliśmy zrobić wszystko, aby spełnić nasze marzenia. W tym celu, ustaliliśmy kilka prostych rzeczy: – wypożyczyliśmy auto, aby nie tracić czasu czekając na transport publiczny, – pierwszego dnia podróży udaliśmy się na ogromne zakupy, aby zaopatrzyć się w niezbędne podczas całej podróży produkty i zapakowaliśmy wszystko do bagażnika, – postanowiliśmy spać w namiocie, aby zaoszczędzić pieniądze, co ostatecznie stało się niemożliwe ze względu na niską temperaturę (około 2°C nad ranem). Tak czy inaczej, kilka nocy spędziliśmy w samochodzie, ponieważ hostele były zbyt oddalone od naszego zaplanowanego na kolejny dzień punktu startowego, – kupiliśmy nowozelandzką kartę SIM z 3GB mobilnego internetu, aby nie tracić czasu na szukanie hotspotów (które tak czy inaczej istnieją tylko w dużych miastach), – podzieliliśmy się na role. Kiedy jedno z nas prowadziło, pasażer był odpowiedzialny za naładowanie całej elektroniki (samochodowa ładowarka USB z kilkoma slotami jest niezbędna!) i zarezerwowanie wszystkiego, co potrzebne na kolejny dzień. Spędzaliśmy w aucie bardzo dużo czasu, więc musieliśmy go dobrze spożytkować. – najbardziej banalne, ale jakże ważne i trudne do zrealizowania – postanowiliśmy spać krócej i wstawać wcześniej, aby zyskać 2 dodatkowe godziny każdego dnia. Jak widzicie, dobry plan i logistyka to klucz do sukcesu. Oczywiście, nie jesteśmy w stanie wszystkiego kontrolować. Była jedna rzecz, której nie udało nam się zrealizować, ponieważ zepsuło nam się auto. Poza tym, wszystko udało się perfekcyjnie. Przejechaliśmy prawie 4500 kilometrów, zrobiliśmy wiele niesamowitych rzeczy i przezwyciężyliśmy nasze słabości. Bywaliśmy wycieńczeni, ale piękne widoki rekompensowały zmęczenie. Czy jesteśmy nienormalni? Chyba nie, jesteśmy za to ogromnie zdeterminowani, jeśli gra toczy się o nasze marzenia 🙂 Jak zawsze postaraliśmy się zebrać wszystkie praktyczne informacje i podzielić się z Wami dokładnym planem naszej podróży. Mamy nadzieję, że ten wpis pomoże Wam w planowaniu własnego wyjazdu 🙂 FILM Z PODRÓŻY KILOMETRY POKONANE RÓŻNYMI ŚRODKAMI TRANSPORTU PODCZAS CAŁEGO POBYTU W NOWEJ ZELANDII: DZIEŃ 1 – AUCKLANDWydatki:Napoje – 2 x NZD ( zł)2 x Burger + frytki z batata – 2 x 12 NZD ( zł)Piwo – 3 x 10 NZD ( zł)nowozelandzka karta SIM z 3GB internetu – 49 NZD (130 zł) Couchsurfing Naszym gospodarzem był 18-letni Matthew, mieszkający ze swoim kolegą w chatce w ogrodzie swojej babci w Auckland. Informacje praktyczne: Dostęp do internetu na terenie Nowej Zelandii nie jest tak powszechny jak w Europie, dlatego warto zaopatrzyć się w lokalną kartę SIM z pakietem danych. My wybraliśmy ofertę operatora Spark, w ramach której dostaliśmy 3 GB internetu, kilkaset darmowych minut i bezpłatny dostęp do Spotify. Dodatkowo, w większych miastach na każdym rogu znajdują się budki sieci Spark, w których można korzystać z darmowego Wi-Fi. Karta wystarczyła nam na cały wyjazd, a darmowe połączenia okazały się niezastąpione przy rezerwowaniu noclegów na ostatnią chwilę, czy podczas kontaktu z pomocą drogową. Kartę można kupić w salonie Spark tuż przy wyjściu z lotniska w Auckland (po lewej stronie).. DZIEŃ 2 – HOBBITON MOVIE SETWydatki:Wypożyczenie auta – 825 NZD (2186 zł)Zakupy spożywcze – 104 NZD (276 zł)Hobbiton Movie Set – 2 x 79 NZD (419 zł)Kartusze gazowe – 2 x 11 NZD (58 zł) Mangahuia Campsite Noc spędzona w aucie na campingu przy parku narodowym Tongariro. Informacje praktyczne: W Auckland są dwa skupiska wypożyczalni samochodów: jedno na lotnisku, drugie w centrum- głównie wzdłuż ulicy Beach Road. Największą popularnością cieszy się Jucy, jednak ich oferta ubezpieczenia nie do końca nam odpowiadała. Dodatkowo, auta tej firmy są bardzo charakterystyczne: całe zielone i ordynarnie oklejone logo firmy, co wysyła do potencjalnych opryszków prostą wiadomość: „jesteśmy turystami, mamy w aucie dużo cennych rzeczy”. Są również znane na całym świecie wypożyczalnie, jak Hertz, czy Europcar, jednak ich oferty są mało atrakcyjne. Po długim reasearch’u zdecydowaliśmy się na dość małą firmę – Apex. Jak się okazało, na miejscu dostaliśmy ofertę o ~200 NZD (550 zł) niższą i z o wiele lepszym autem niż było to proponowane na stronie internetowej. Cały proces wypożyczenia potrwał około 10 minut. Potrzebne było międzynarodowe prawo jazdy, które jest niczym innym, jak kopią krajowego prawa jazdy przetłumaczoną na różne języki. Na Apex zdecydowaliśmy się również dlatego, że do wypożyczenia auta nie wymagano karty kredytowej, w przeciwieństwie do wielu innych firm. Wykupiliśmy pełne ubezpieczenie („full cover”) i miejsce na promie na wyspę południową. Dzięki temu, że wykupiliśmy pełne ubezpieczenie wypożyczonego samochodu („full cover”), mogliśmy skorzystać z bezpłatnych usług mechanika i pomocy drogowej, która dotarła do nas na odludzie w środku nocy. Fani Władcy Pierścieni będą zachwyceni możliwością zwiedzenia Hobbiton Movie Set, czyli malowniczej farmy znajdującej się w okolicy miasta Matamata, na której Peter Jackson ze swoją ekipą stworzyli filmowe Shire. Przewodnicy chętnie zdradzają różnorakie smaczki dotyczące filmów, można nawet wypić piwko w gospodzie „Pod Zielonym Smokiem”. Jedynym minusem wycieczki, jest mocno ograniczony czas przebywania na planie. Samolotem nie można przewozić kartuszy gazowych, dlatego osoby chcące gotować sobie samodzielnie będą zmuszone zaopatrzyć się w butle już na miejscu. Wszelaki sprzęt outdoor’owy można kupić w centrum Auckland na głównej ulicy – Queen Street. Zakupy spożywcze robiliśmy w supermarkecie Countdown. Za wydanie określonej kwoty – w naszym przypadku było to chyba 40 NZD (~110 zł) – dostaje się zniżkę na paliwo na stacji Z Station. DZIEŃ 3 – HUKA FALLSWydatki:Paliwo – 63 NZD (167 zł)Lake Taupo TOP 10 Holiday Resort – 2 x 22 NZD ( King – 2 x kanapka + frozen coke – 5 NZD (13 zł) Lake Taupo TOP 10 Holiday Resort Noc spędzona w namiocie na polu namiotowym w Taupo. Informacje praktyczne: Huka Falls to podobno najczęściej odwiedzana atrakcja przyrodnicza w Nowej Zelandii. Lazurowy wodospad robi wrażenie, jednak z pewnością jest to jedna ze słabszych rzeczy, jakie widzieliśmy podczas wyjazdu. Będąc na terenie parku można się przejść jednym z krótkich szlaków wytyczonych na jego terenie. DZIEŃ 4 – TONGARIRO ALPINE CROSSINGWydatki:Bus odwożący na parking po przejściu Tongariro Alpine Crossing – 2 x 30 NZD (159 zł)Base Wellington – 2 x 30 NZD (159 zł)Subway zestaw – 11 NZD (29 zł)McDonald’s 2 x zestaw – 2 x 10 NZD (53 zł) Base Wellington Noc spędzona w pokoju 6-osobowym w hostelu w Wellington. Informacje praktyczne: Oznaczenia tras trekkingowych w Nowej Zelandii i szacowany czas ich przejścia są bardzo dokładne i uwzględniają dość żwawe tempo. Nie należy z góry zakładać, że przejście trasy zajmie nam 2 razy krócej. Istnieje wiele tras trekkingowych w Parku Narodowym Tongariro (możecie je znaleźć tutaj). Dwie najbardziej popularne to: Tongariro Alpine Crossing (1 dzień) i Tongariro Northern Circuit (3-4 dni). Początek i koniec trasy Tongariro Alpine Crossing są od siebie oddalone o 25 kilometrów. Należy wcześniej zarezerwować miejsce w busie, którym dostaniemy się do pozostawionego na starcie auta. Spóźniając się na określoną godzinę będziemy musieli dotrzeć do parkingu pieszo lub złapać stopa. Żaden inny transport nie kursuje na tej trasie. Istnieje możliwość wejścia na Mount Ngauruhoe, czyli Mount Doom znane z Władcy Pierścieni. Na wspinaczkę trzeba przeznaczyć dodatkowe 3 godziny. Wybierając się na trasę Tongariro Alpine Crossing załóżcie buty za kostkę. Odcinek z Red Crater do Emerald Lakes prowadzi stromym niestabilnym zboczem. Widzieliśmy osoby w nieodpowiednim obuwiu, które nie były w stanie poradzić sobie z zejściem. DZIEŃ 5 – WELLINGTONWydatki:Paliwo – 67 NZD ( zł)Hat Trick Lodge – 2 x 32 NZD ( zł)Kawa – 2 x NZD (24 zł) Hat Trick Lodge Noc spędzona w pokoju 2-osobowym w hostelu w Motueka. Informacje praktyczne: Będąc w Wellington warto wybrać się na wzgórze Mount Victoria, z którego roztacza się piękna panorama miasta. Istnieją dwa sposoby podróżowania między wyspami Nowej Zelandii: samochód i prom. Miejsce na promie należy zarezerwować z wyprzedzeniem. Nasz bilet na prom Interislander zarezerwowaliśmy podczas wypożyczania samochodu. Prom jest bardzo komfortowy, a cała podróż trwa godziny. Podróżując autem musimy uiścić opłatę za pojazd i każdego pasażera z osobna. Osoby podróżujące autostopem nie mogą zatem liczyć na darmową przeprawę. Droga z Picton do Nelson (północnym wybrzeżem południowej wyspy) jest niesamowicie kręta i niebezpieczna. Warto nadłożyć kilometrów i jechać przez Spring Creek, gdyż czasowo wyjdzie tak samo, a na pewno będzie bezpieczniej i bardziej komfortowo. W Hat Trick Lodge nie można korzystać z pryszniców po godzinie 22. DZIEŃ 6 – ABEL TASMANWydatki:Alfresco Eatery and Historic Villas – 2 x 40 NZD (212 zł)Zakupy spożywcze – 50 NZD ( zł)KFC – 2 x 7 NZD (37 zł)kajaki w Abel Tasman – 2 x 65 NZD ( Alfresco Eatery and Historic Villas Noc spędzona w pokoju 2-osobowym w domu w Reefton. Informacje praktyczne: Przeglądając oferty wycieczek kajakowych w Abel Tasman kierowaliśmy się wyłącznie możliwością wypożyczenia kajaków i zwiedzeniem parku narodowego na własną rękę. Wybór padł na Marahau Sea Kayaks i ich ofertę Freedom Islands, w ramach której mogliśmy opłynąć 2 wyspy: Adele i Fisherman’s Islands. Na brzegach wysp można było spotkać wylegujące się foki, które ochoczo podpływały do kajaka. Osoby, które nigdy nie pływały kajakiem po akwenie morskim powinny szczególnie uważać przy północnym wyprzeżu Adele Island, gdyż pojawia się tam silny prąd i mocny wiatr. Ponadto należy przeznaczyć odpowiednią ilość czasu na powrót, gdyż na wodzie nie jesteśmy w stanie poprawnie ocenić odległości i miejsca wydające się być w zasięgu kilkuset metrów, tak naprawdę znajduję się kilka kilometrów dalej. Alfresco Eatery and Historic Villas było jednym z lepszych miejsc, w których spaliśmy. Wynajęty pokój znajdował się w pustym domu jednorodzinnym, w którym aktualnie byliśmy jedynymi gośćmi. Rano dostaliśmy od gospodyni świeże mleko 🙂 DZIEŃ 7 – PANCAKE ROCKSWydatki:Paliwo – 73 NZD ( zł)Ivory Towers Backpackers Lodge – 2 x 35 NZD ( zł)Kawa 3 NZD (8 zł) Ivory Towers Backpackers Lodge Noc spędzona w pokoju 6-osobowym w hostelu w Fox Glacier. Informacje praktyczne: Sandfly – każdy, kto był w Nowej Zelandii choć raz zapewne wzdrygnie się na to słowo. Sandflies to muszki, których ugryzienia uprzykrzają życie wszystkim turystom, czyli osobom, które nie są uodpornione na ich działanie. Szczególnie złą sławą okryte jest zachodnie wybrzeże południowej wyspy. To właśnie tam, jadąc wzdłuż malowniczej Great Coast Road, postanowiliśmy zatrzymać się, aby obejrzeć zachód słońca i ugotować kolację. Po tym postoju, nasze kostki były w opłakanym stanie. U Marka wystąpiła bardzo silna reakcja alergiczna – pojawiła się ogromna opuchlizna i ból. Niestety, pogryzieniom nie da się zapobiegać. Nawet środki odstraszające owady z dodatkiem silnego związku chemicznego DEET nie działają na te paskudy. Pocieszające jest to, że tylko pierwszy raz jest taki straszny DZIEŃ 8 – FOX GLACIERWydatki:Makarora Tourist Centre – 2 x 35 ( zł)Burger – 2 x 10 NZD (53 zł)Piwo – 7 NZD ( zł)Heli Ice Climbing – 2 x 499 NZD (2645 zł)Voucher na internet 50MB – 5 NZD (13 zł) Makarora Tourist Centre Noc spędzona w domku 2-osobowym na campingu w Makarora. Informacje praktyczne: Dwa najbardziej popularne lodowce w Nowej Zelandii to Fox Glacier i Franz Josef Glacier. Długo zastanawialiśmy się który z nich odwiedzić, jednak bazując na opiniach zdecydowaliśmy się na Fox Glacier. Szukając bardziej ekstremalnej wycieczki niż standardowe trekkingi z przewodnikiem, zdecydowaliśmy się na: Fox it Up: Heli Ice Climbing Adventure. Było to istne combo, w które wliczały się 2 przeloty helikopterem i wspinaczka lodowcowa. Wyprawa wymagała wysokiej sprawności fizycznej. Zostaliśmy wyposażeni w raki, czekany, kaski, buty umożliwiające założenie raków, uprzęże i plecaki, które mogły pomieścić cały sprzęt. Grupa liczyła tylko 4 osoby + przewodnik (nepalski szerpa – Passang), gdyż tylko tyle osób mogło się zmieścić do helikoptera. Na samym lodowcu uczyliśmy się, jak chodzić w rakach (na początku schodzenie nawet z małych górek jest przerażające!), później poznaliśmy tajniki lodowej wspinaczki, aby po chwili wdrapywać się na kilkunastometrowe ściany. Mieliśmy też okazję zejść do szczeliny lodowej. Wszystko trwało około 9 godzin i było warte każdego dolara. Była to jedna z najlepszych rzeczy, jakich doświadczyliśmy w swoim życiu! W Makarora nie ma zasięgu sieci telefonicznej. Chcąc skontaktować się z bliskimi w Polsce byliśmy zmuszeni wykupić najdroższy pakiet internetowy w swoim życiu – 50MB za 5 NZD. DZIEŃ 9 – ISTHMUS PEAKWydatki:Paliwo – 30 NZD ( zł)Hippo Lodge Backpackers – 2 x 30 NZDFergburger – 2 x 14 NZD (74 zł)Kawa – 2 x NZD ( zł) Hippo Lodge Backpackers Noc spędzona w pokoju 8-osobowym w hostelu w Queenstown. Informacje praktyczne: Isthmus Peak to szczyt, który pod względem popularności przegrywa z kretesem z Roys Peak. To właśnie na Roys Peak wybiera się 80% turystów głównie dlatego, że znajduje się on znacznie bliżej Wanaka. Osoby, które miały okazję wejść na każdą z tych gór stwierdzały jednak, że to z Isthmus Peak roztacza się piękniejszy widok, wybór był zatem prosty. Droga na szczyt przebiega przez prywatną posiadłość i tereny łowieckie, dlatego też nie powinno zbaczać się z wyznaczonej ścieżki. Ciekawostką jest fakt, że na szlaku pojawia się kilka płotów, do których dorobiono specjalne elementy ułatwiające pokonanie przeszkody. Widoki (nie tylko te roztaczające się ze szczytu) zapierają dech w piersiach. Szlak nie jest oblegany przez turystów (przez cały dzień spotkaliśmy raptem 5 osób), więc jest to świetna alternatywa dla popularnego Roys Peak. Wszyscy odwiedzający Queenstown powinni spróbować kultowych burgerów Fergburger. Burgery są przepyszne i relatywnie tanie, jak na nowozelandzkie warunki, dlatego niemal o każdej porze dnia, trzeba wystać przynajmniej 20 minut w kolejce. Podczas zamawiania hamburgera otrzymujemy numerek i szacowaną godzinę odbioru. Czekając na swoją kanapkę, możemy spokojnie pokręcić się po mieście, gdyż pracownicy innych sklepów chętnie sprawdzą w internecie status naszego zamówienia. DZIEŃ 10 – QUEENSTOWNWydatki:Upper Eglinton Campsite – 2 x 6 NZD (32 zł)Fergburger – 2 x 14 NZD (74 zł)Kawa – 4 NZD ( zł)Nevis Bungy + Swing – 375 NZD (994 zł)Nevis Swing – 175 NZD (464 zł)Film z bungy – 45 NZD (119 zł)Koszulka – 35 NZD (93 zł)Kieliszek – NZD ( zł) Upper Eglinton Campsite Noc spędzona w samochodzie na polu namiotowym w parku narodowym Fiordland. Informacje praktyczne: Nevis Bungy to najwyższe bungy w Nowej Zelandii. Platforma zawieszona jest 134 metry nad rzeką Nevis a spadek swobodny trwa sekundy. W cenę skoku wliczony jest przejazd autokarem z Queenstown i koszulka. Jeśli chcecie zabrać ze sobą na platformę osobę towarzyszącą, będzie musiała ona zapłacić 50 NZD (~140 zł)!!!! Dużo lepsze rozwiązanie dla osoby towarzyszącej znajduje się punkcie kolejnym. Nevis Swing to świetne rozwiązanie dla osób, które chciałyby zasmakować adrenaliny, ale nie są w stanie zdecydować się na bungy. Nevis Swing to największe na świecie wahadło – 160 metrów nad rzeką Nevis. Skok można oddać w różnych konfiguracjach: przodem, tyłem, w tandemie itp. W cenę skoku wliczony jest przejazd autokarem z Queenstown i czapka. Osoba, która wykupi skok na Nevis Swing może bezpłatnie towarzyszyć osobie skaczącej na bungy. Droga do Milford Sound usiana jest oposami (possumami), które biegnąc do światła rzucają się wprost pod koła samochodu. Za pierwszym razem można się nieźle wystraszyć! Mniej więcej co 5 kilometrów można zauważyć rozjechane futerka 🙂 DZIEŃ 11 – MILFORD SOUNDWydatki:Paliwo – 69 NZD (183 zł)Pinewood Lodge – 2 x 35 NZD ( zł)Kawa – 3 NZD (8 zł)Kajaki w Milford Sound – 2 x 145 NZD ( zł) Pinewood Lodge Noc spędzona w pokoju 2-osobowym w domku w Queenstown. Informacje praktyczne: Wybierając ofertę kajaków w Milford Sound (jak i innych atrakcji) warto skorzystać z Bookme i dopasować się do najlepszych cenowo terminów, dodatkowo analizując pogodę w danym dniu. Pogoda w okolicach Milford Sound jest kapryśna i według statystyk przez 184 dni w roku pada tam deszcz. Zdecydowaliśmy się na ofertę firmy Go Orange Kayaks – Milford Must Do. Naszym zdaniem cena, którą zapłaciliśmy była zbyt wygórowana – głównie dlatego, że w Milford Sound nie istnieje coś takiego, jak „Freedom Kayaking” (wycieczka bez przewodnika). Trzeba wykupić zorganizowaną wycieczkę z przewodnikiem, jako że obowiązuje tam ruch morski, a przepływające statki, wytwarzają spore fale. Do ceny wycieczki należy doliczyć koszt paliwa i czas potrzebny na dojechanie do jednego z najbardziej odległych zakątków Nowej Zelandii. DZIEŃ 12 – QUEENSTOWNWydatki:Paliwo – 86 NZD (228 zł)Sylvan Campsite – 2 x 6 NZD (32 zł)Fergburger – 2 x 14 NZD (74 zł)Kawa – 3 x NZD (36 zł)Piwo – 4 NZD ( zł)Flyboard – 169 NZD (448 zł)Film Flyboard – 40 NZD (106 zł)Koszulka – 40 NZD (106 zł)Pamiątki – 74 NZD (196 zł) Sylvan Campsite Noc spędzona w samochodzie na polu namiotowym w parku narodowym Mount Aspiring. Informacje praktyczne: Z Bookme udało nam się skorzystać rezerwując lot na Flyboard. Uwaga: po lataniu nie ma możliwości wzięcia prysznica. „Biuro” to stoliczek na brzegu z rozstawionym namiotem, w którym można się przebrać. DZIEŃ 13 – ROUTEBURN TRACKWydatki:Flying Kiwi Backpackers – 2 x 28 NZD ( zł)Burritos – 2 x NZD (65 zł)Zakupy spożywcze – 45 NZD (119 zł) Flying Kiwi Backpackers Noc spędzona w pokoju 8-osobowym w hostelu w Wanaka. Informacje praktyczne: Routeburn Track to szlak zaliczany do tzw. “Great Walks”, czyli najlepszych szlaków trekkingowych Nowej Zelandii. Pokonanie 32-kilometrowej trasy zajmuje od 2 do 4 dni. Trasę można pokonać na dwa sposoby: zaczynając z Routeburn Shelter w okolicach Glenorchy lub z The Divide przy Milford Road. Wybierając się w pieszą wędrówkę należy pamiętać, że ewentualny powrót wiąże się z pokonaniem 300 kilometrów samochodem lub autobusem (droga okrąża góry). Fani biegania mogą wziąć udział w kwietniowym biegu Routeburn Classic rozgrywanym na szlaku Routeburn Track na dystansie 32 kilometrów. DZIEŃ 14 – WANAKAWydatki:Paliwo – 54 NZD (143 zł)Mt Cook Lodge & Motels – 2 x 37 NZD (196 zł)Kawa – 2 x 5 NZD ( zł)Skok ze spadochronem – 339 NZD (898 zł)Film ze skoku ze spadochronem – 149 NZD (395 zł) Mt Cook Lodge & Motels Noc spędzona w pokoju 4-osobowym w hostelu w Mount Cook Village. Informacje praktyczne: Skydive Wanaka jest jedyną firmą oferującą skoki spadochronowe w Wanaka. Skok w tandemie można odbyć z dwóch wysokości: 12000 lub 15000 stóp. Cena różni się w zależności od wybranej wysokości, rodzaju filmu: kręconego przez osobę, z którą skaczemy bądź oddzielnego skoczka (nie można zabrać swojej kamerki ze względów bezpieczeństwa) itd. Podobno większość osób rezerwujących nocleg w Mt Cook Lodge & Motels przez pomyłkę trafia do Aoraki Mount Cook Alpine Lodge. Warto zwrócić na to uwagę dojeżdżając na miejsce po ciemku. DZIEŃ 15 – MOUNT COOK NATIONAL PARKWydatki:Paliwo – 55 NZD (146 zł)Jailhouse Accommodation – 2 x 37 NZD (196 zł)Kawa – 2 x NZD (13 zł) Jailhouse Accommodation Noc spędzona w pokoju 10-osobowym w hostelu w Christchurch. Stare więzienie zaaranżowane na hostel. Informacje praktyczne: Istnieje wiele możliwości spędzenia czasu w Parku Narodowym Aoraki/Mount Cook. Mając niewiele czasu warto wybrać Hooker Valley Track. To 5-kilometrowy szlak prowadzący do jeziora lodowcowego, z którego brzegu roztacza się piękny widok na najwyższą górę Nowej Zelandii – Mt Cook. Będąc w Christchurch warto zatrzymać się w Jailhouse Accomodation, czyli starym więzieniu przearanżowanym na hostel. Co prawda warunki nie są najlepsze, jednak cała otoczka robi wrażenie. DZIEŃ 16 – CHRISTCHURCHWydatki:Wypożyczenie auta – 100 NZD (265 zł)Opłata za autostradę – 2 x NZD (12 zł)Whangarei Falls Holiday Park – 2 x 30 NZD (159 zł)Zakupy spożywcze – 57 NZD (151 zł)Kawa – 2 x 5 NZD ( zł) Whangarei Falls Holiday Park Noc spędzona w pokoju 2-osobowym w domku w Whangarei. Informacje praktyczne: Wracając na północną Wyspę zdecydowaliśmy się po raz kolejny wypożyczyć samochód korzystając z usług tej samej firmy – Apex. Z powodu wcześniej wspomnianej awarii pilota otrzymaliśmy zniżkę w wysokości 50 NZD. Podróżując samochodem na północ od Auckland należy pamiętać o tzw. toll roads, czyli płatnych odcinkach autostrady. Najłatwiejszym rozwiązaniem jest wcześniejsze opłacenie przejazdu na stronie internetowej (stacjonarne bramki nie istnieją). DZIEŃ 17 – POOR KNIGHTSWydatki:Paliwo – 64 NZD ( zł)Crash Palace Backpackers – 2 x 25 NZD ( zł)Kawa – 3 x 3 NZD (24 zł)Nurkowanie w Poor Knights – 299 NZD (792 zł)Snorkeling w Poor Knights – 169 NZD (448 zł)Okulary przeciwsłoneczne – 20 NZD (53 zł) Crash Palace Backpackers Noc spędzona w pokoju 4-osobowym w hostelu w Rotorua. Informacje praktyczne: Wyspy Poor Knights zaliczane są do 10 najlepszych miejsc do nurkowania na świecie. Jedną z najbardziej popularnych firm, z jakimi można wybrać się na nurkowanie w tym miejscu jest Dive! Tutukaka. DZIEŃ 18 – ROTORUAWydatki:Crash Palace Backpackers – 2 x 25 NZD ( zł)Obiad + piwo + deser w restauracji – 2 x 42 NZD ( zł)Zakupy spożywcze – NZD ( zł)Rafting na Kaituna River – 2 x 49 NZD (260 zł)Zdjęca z raftingu – 40 NZD (106 zł) Crash Palace Backpackers Druga noc w tym samym hostelu. Informacje praktyczne: Będąc w okolicy Rotorua nie możecie przegapić raftingu na rzece Kaituna. Znajduje się tam najwyższy (7-metrowy) komercyjnie raftowalny wodospad na świecie – Tutea Falls. Podczas naszego pierwszego (4-dniowego) pobytu w Nowej Zelandii w 2013 roku skorzystaliśmy z oferty River Rats. Wtedy też wypadliśmy z pontonu na wspomnianym wcześniej wodospadzie. Tym razem zdecydowaliśmy się na tańsze Kaituna Cascades, który w niczym nie odbiegało od droższej firmy, a co więcej, utrzymaliśmy się w pontonie 🙂 DZIEŃ 19 – ROTORUAWydatki:Crash Palace Backpackers – 2 x 25 NZD ( zł)Obiad + piwo w restauracji – 2 x 34 NZD (180 zł)Pamiątki – 20 NZD (53 zł) Crash Palace Backpackers Trzecia noc w tym samym hostelu. Informacje praktyczne: Wiosną w Rotorua rozgrywany jest Rotorua Marathon. Każdy entuzjasta biegania znajdzie coś dla siebie, gdyż biegi rozgrywane są na różnych dystansach. Marek zdecydował się na królewski dystans – maraton, a Asia na półmaraton. Musimy przyznać, że były to dość wymagające biegi. Pomimo monotonii trasy, atmosfera i życzliwość wśród uczestników rekompensowały zmęczenie. Marka nogi zaliczyły nawet wystąpienie w oficjalnym filmie z imprezy, który możecie znaleźć tutaj (02:02) 🙂 Od naszej poprzedniej wizyty w Rotorua w 2013 ciągle wspominaliśmy o mango chicken, czyli jednym z najlepszych dań, jakie kiedykolwiek jedliśmy. Wizytę w restauracji Indian Star zostawiliśmy więc sobie na deser, czyli po maratonie. Będąc w Rotorua, koniecznie musicie tam zajrzeć! DZIEŃ 20 – AUCKLANDWydatki:Paliwo – 25 NZD (66 zł)Kawa – NZD (12 zł)Waiotapu Thermal Wonderland – 2 x NZD (172 zł)Breloczek – NZD ( zł)Mydełka z błota – 2 x 5 NZD ( zł)Pocztówki + znaczki – 57 NZD (151 zł) Samolot Noc spędzona w samolocie z Auckland do Pekinu. Informacje praktyczne: Waiotapu Thermal Wonderland to geotermalna kraina, która urzeka kolorami, ale za to nie grzeszy zapachami 🙂 Najlepiej udać się tam jak najwcześniej, aby uniknąć tłumów. Niestety, na teren parku nie można wnosić dronów. PROCENTOWY PODZIAŁ WYDATKÓW PODCZAS CAŁEGO POBYTU:TRANSPORT 23% NZD (4451 PLN) na dwie osobyNOCLEG 13% 956 NZD (2533 PLN) na dwie osobyJEDZENIE 11% NZD (1994 PLN) na dwie osobyATRAKCJE 54% 3885 NZD (10295 PLN) na dwie osoby 9637 PLN NA OSOBĘ + koszty przelotu ODWIEDZONE MIEJSCA: Podobne wpisy 48 komentarzy najstarszy najnowszy oceniany Inline Feedbacks View all comments Richard 23 września 2016 14:13 Pięknie! Autor Reply to Richard Dzięki Rich <3 Boch3n 23 września 2016 14:17 Wasz post jest absolutnie genialny i bliźniaczo przypomina mi to co zrobiłem niecały miesiąc temu na Sycylii. Fakt, rozmach przedsięwzięcia był mniejszy bo tylko 14 dni i lokalizacja zdecydowanie bliższa, ale cała reszta… najwyraźniej ‘wielkie umysły myślą tak samo’ 😛 😛 😛 Bilety zakupione wcześniej – check. List miejsc do odwiedzenia jako podstawa planu – check. Kłótnia o wykreślenie czegoś z listy, bo za mało czasu – check. Wypożyczenie auta – check. Wcześniej kupiona wałówka na dzień ‘poza cywilizacją’ – check. Pakiet internetu – check. Podział na role – check. Mniej snu – check, check, check! Ha, nawet identyczne problemy… Czytaj więcej » Autor Reply to Boch3n Dzięki Bochen! Musimy się spotkać na jakąś obszerną relację z Sycylii!!! 🙂 Gosia 25 września 2016 17:22 Asiu, dopiero dziś przeczytałam Waszą relację. Gratuluję i zazdroszczę przeżyć! Pozdrawiam, ciocia Gosia. Autor Reply to Gosia Ciociu, czas na Ciebie! 🙂 Jasiu 26 października 2016 22:43 Super relacja z Super wyprawy. Gratuluję !!! Autor Reply to Jasiu Dzięki Jasiu 🙂 “Początek i koniec trasy Tongariro Alpine Crossing są od siebie oddalone o 25 kilometrów. Należy wcześniej zarezerwować miejsce w busie, którym dostaniemy się do pozostawionego na starcie auta.” O wiele lepszym pomysłem jest zostawienie samochodu na końcu trasy i przejazd busem na początek. Można wtedy iść tyle, ile się chce, a w zależności od warunków zdecydować się lub odpuścić któryś ze szczytów. Autor Reply to Oskar Racja! Że też na to nie wpadliśmy 😐 piotr 8 listopada 2016 17:02 Super się czyta!! 🙂 jeśli zechcecie to proszę odpowiedzi na kilka pytań? 1. wstęp do parków jest darmowy? interesuje mnie szczególnie Tongariro Alpine Crossing Rezerwacje transportu na powrót do auta robiliście na miejscu czy wcześniej przez neta? 2. Wygląda na to że polecacie wynajęcie auta będąc juz w auckland a nie na kika miesięcy przed wizytą? pozdrawiam i czekam na odpowiedź Piotr Autor Reply to piotr Piotrze, 1. Wstęp do parków narodowych jest darmowy. Rezerwację transportu na powrót z Tongariro zrobiliśmy wcześniej przez internet. Wydaje nam się, że nie można jej zrobić na miejscu (nie ma żadnego biura/budki). Busy są załadowane (a nie byliśmy w szczycie sezonu) i osoby, które nie zarezerwowały sobie nic wcześniej miały problem. 2. W naszym wypadku dostaliśmy o wiele lepszą ceną już na miescu, w biurze wypożyczalni. Ciężko powiedzieć, czy tak jest zawsze. Pozdrawiamy 🙂 edyta 21 listopada 2016 17:37 Super! w końcu blog z praktycznymi informacjami 🙂 ceny, noclegi, transport, konkretne dane.. mam tylko jedno pytanie na jakiej stronie można zarezerwowac transport w Tongariro? lecimy w marcu i jestesmy na etapie planowania i dopinania szczegółów… serdecznie pozdrawiam edyta Autor Niesamowicie praktyczne porady:) Super:) Ania 30 czerwca 2017 19:14 Przygotowując się do wyjazdu do Nowej Zelandii korzystam cały czas z Waszego bloga. Jest naprawdę świetny! Mam pytanie techniczne, orientujecie się może czy trzeba wyrabiać międzynarodowe prawo jazdy w urzędzie? Bo na stronie msz pisze: ,,Polscy kierowcy mogą jeździć w Nowej Zelandii na podstawie polskiego prawa jazdy, przez okres 12 miesięcy. Wraz z polskim prawem jazdy należy mieć przy sobie jego oficjalne tłumaczenie na język angielski.” Więc nie wiem czy bawić się w składania podań w urzędzie itd czy wystarczy mieć to faktycznie tylko przetłumaczone? Autor Reply to Ania Cześć Aniu, dziękujemy za miłe słowa 🙂 Trzeba w urzędzie wyrobić międzynarodowe prawo jazdy. To taka książeczka z tłumaczeniem w wielu językach. Czas oczekiwania w Łodzi to około 3 dni. Pozdrawiamy 🙂 Bartosz 12 stycznia 2018 09:35 Hey nie mogę wyczytać z waszego bloga czy jechaliście cały czas jednym autem. Czy w pewnym punkcie oddawaliście? Rozważamy jechać od Auckland samochodem – pytanie czy zdać je na południowej wyspie i wrócić samolotem do Auckland – czy z waszego doświadczenia jechaliście z powrotem na północ autem? Autor Reply to Bartosz Bartoszu, wyglądało to tak: – wypożyczyliśmy samochód w Auckland, przeprawiliśmy się z nim promem na wyspę południową i zostawiliśmy go w Christchurch, – z Christchurch polecieliśmy do Auckland, – w Auckland drugi raz wypożyczyliśmy samochód, żeby objechać jeszcze trochę północną wyspę. Powrót samolotem wypada zdecydowanie taniej. Hej! Super niesamowity i przydatny opis! Ja mieszkam w Wellington od wrzesnia i wybieram sie na podroz po pld wyspie jakos w maju. Zastanawialam sie – ktorego kwietnia przylecieliscie do NZ ? Bo wlasnie probuje sie nastawic na to jaka pogoda i czy to ze dni sa krotkie nie przeszkadza? Autor Reply to Oliwia Oliwio, w Nowej Zelandii byliśmy od 12 kwietnia do 1 maja. Dni były dość ciepłe (krótki rękaw), za to nocą temperatura spadała nawet do kilku stopni. Krótkie dni przeszkadzały nam tylko w tym, że musieliśmy prowadzić samochód po ciemku, a często byliśmy już bardzo zmęczeni 🙂 Łukasz 3 kwietnia 2018 08:51 Wow… marzy mi się taki wyjazd.. W tamtym roku byłem na treku w himalajach, a na przyszły właśnie upatrzyłem sobie NZ. Tylko nie mam odwagi pojechać samemu tam… może ktoś miałby chęć?? Wasz blog jest mega!!!! spróbuje powtórzyć waszą wyprawę. Pozdrawiam Autor Reply to Łukasz Łukaszu, nam za to marzą się Himalaje! 🙂 Nie ma co się obawiać NZ, niezwykle rozwinięty kraj pod względem infrastruktury turystycznej! Powodzenia 🙂 Magdalena 28 stycznia 2019 13:50 Reply to Łukasz Ja mam 🙂 Wow. Jestem pod wrażeniem. My też byliśmy o podobnej porze roku. Zobaczyliśmy trochę mniej, biorąc pod uwagę, że wydaliscie dużo na atrakcje to de facto myślę że wydaliscie mniej niż my. Autor Reply to DOOKOLAKULI Dzięki 🙂 To prawda, na atrakcje wydaliśmy fortunę, ale było warto! 😀 Witam, co oznacza “plus koszty przelotu” w Waszym podsumowaniu finansowym? Tzn że trzeba do tych 9000 doliczyć jeszcze koszty biletów lotniczych ? Podziwiam Was , pozdrowienia (: Autor Reply to Julia Dokładnie tak, należy doliczyć koszty biletów lotniczych. Nigdy nie wliczamy przelotów do podsumowań, gdyż ceny biletów mogą się drastycznie różnić. Ania 18 sierpnia 2018 23:12 Witam, Czy rezerowaliście ROUTEBURN TRACK jakoś wcześniej? Autor Reply to Ania Hej Aniu! Przeszliśmy tylko kawałeczek szlaku, bo akurat mieliśmy 1 wolny dzień do zagospodarowania. Nic nie rezerwowaliśmy. Edyta 31 sierpnia 2018 20:39 Hej. Bardzo fajna relacja 🙂 Mam tylko pytanie o czas Waszego pobytu w Nowej Zelandii. Nie mogę tego nigdzie znaleźć 🙁 Piszecie, że było za zimno na spanie w namiocie, a taką opcję noclegu przewiduję dla siebie. Ja będę tam od połowy listopada do połowy grudnia. Autor Reply to Edyta Edyto, bardzo dziękujemy 🙂 W Nowej Zelandii byliśmy w drugiej połowie kwietnia, czyli podczas tamtejszej jesieni. Musimy przyznać, że nie byliśmy dobrze przygotowani do noclegu pod namiotem. Zabraliśmy letnie śpiwory o nieodpowiednim komforcie termicznym. Tym razem wzięlibyśmy te o komforcie 0 stopni. Od naszego wyjazdu do Nowej Zelandii minęły już ponad dwa lata i od tego czasu sporo się zmieniło. Zainwestowaliśmy w lepszy sprzęt, zdobyliśmy sporo doświadczenia i nie dopuścilibyśmy się takiego błędu. Sprawdź dokładnie średnie temperatury w listopadzie i w grudniu i jedź przygotowana 🙂 Wtedy nie będzie żadnego problemu. Powodzenia! 🙂 Sławek 10 listopada 2018 17:43 Reply to Edyta O to może się gdzieś spotkamy na trasie. bo będę w NZ na przełomie listopada i grudnia Kasia 13 listopada 2018 12:35 Dziękuję za podpowiedzi i Waszą relację. My lecimy przed samymi Świętami Bożego Narodzenia. Będziemy tam z naszymi synami 6 i 9 lat 🙂 Bierzemy auto i jedziemy przed siebie! Jacek 9 grudnia 2018 22:19 Reply to Kasia Cześć Kasiu, my też lecimy we czwórkę tuż przed świętami (z postojem w Hong-Kongu) 🙂 Nasz plan to: Auckland, Queenstown, Milford, Franz – Josef, Nelson, Picton, Rotoura, Coromandel. Gdzie wypożyczacie samochód? Jacek 9 grudnia 2018 15:08 Cześć, dajcie proszę znać ile czasu liczyć na gejzery w Waiotapu? Pozdrawiam, JJ Autor Reply to Jacek Hej! Z tego co pamiętamy około 2 godziny powinny wystarczyć 🙂 Jacek 10 grudnia 2018 09:18 Reply to Asia i Marek Serdeczne dzięki! Będziemy jechać z Turangi (Ok 1,15 do Wai o Tapu) a na 11:45 mamy rafting w Okere 🙂 Napiszcie proszę trochę więcej o raftingu. Jak się przygotować psychicznie 🙂 czy to jest niebezpieczne, jak dużo osób wypada, co zrobić żeby nie wypaść z pontonu 🙂 W imieniu całej rodziny, dziękuję za całość opisu – bardzo nam pomógł w planowaniu naszej szalonej podróży 🙂 Dzięki, Autor Reply to Jacek Jacku, byliśmy na tym raftingu dwa razy i dwa razy było świetnie! Za pierwszym razem wypadliśmy, za drugim udało nam się utrzymać w pontonie. Psychicznie przygotujcie się na ekstra doświadczenie, bo na pewno będziecie wspominać ten rafting z bananem na twarzy 🙂 Byliśmy na wielu raftingach na całym świecie i żaden z nich nie umywa się do tego w NZ. Musicie dokładnie słuchać wskazówek Waszego instruktora/sternika. Na początku zrobi Wam krótkie szkolenie, a już na rzece będziecie wykonywać jego polecenia – od całej załogi zależy to, co będzie się działo na wodzie. Przy samym wodospadzie jest ekipa wspomagająca, która w… Czytaj więcej » Jacek 11 grudnia 2018 23:12 Reply to Asia i Marek Dzięki 🙂 timing wyprawy mamy szalony (liczba miejsc vs czas) ale dzieci już duże i nastawiamy się na super przygodę! Autor Reply to Jacek Bawcie się dobrze i dajcie znać jak było! 🙂 Edward 14 lutego 2019 17:08 Pytanie jeszcze takie, gdzie trzeba pracować i ile zarabiać, żeby pozwolić sobie na taką podróż 🙂 piękny plan podróży, też jestem podróżnikiem 🙂 ale fundusze pozwalają mi jedynie na zwiedzanie Europy 🙂 Autor Reply to Edward Przede wszystkim dziękujemy za miłe słowa 🙂 Odpowiadając na Twoje pytanie – jesteśmy programistami na etacie. Jesteśmy sobie w stanie wiele odmówić, by spełnić swoje podróżnicze marzenia 🙂 Z doświadczenia powiemy Ci, że Europa potrafi być znacznie droższa niż te odległe kraje. Z pewnością Nowa Zelandia nie jest dobrym przykładem, ale np. Azja Południowo-Wschodnia jest bardzo tania, a ostatnio bardzo często pojawiają się promocje linii lotniczych w tamtym kierunku. Pozdrawiamy Jarek 10 marca 2019 22:24 Byliśmy w NZ w styczniu tego roku, w zasadzie poruszaliśmy się waszymi śladami – od Auckland, przez Hobbiton i rafting na Kaitunie, Tongariro Crosising, Wellington, Abel Tasman, Fox Glacier HeliHike, Isthmus Peak, Milford Sound, bungy w Queenstown, Hooker Valley Track z widokiem na Christchurch i powrót samolotem do Auckland. Po 1 noclegu w każdym miejscu, z wyjątkiem Queenstown gdzie byliśmy 2 noce. Wszystkie noclegi zarezerwowaliśmy z Polski i większość atrakcji też. Jako największe przeżycie wspominamy rafting razem z Kaitunacascades (niestety wywróciliśmy się, chociaż nie wiem jak to się stało) i bungy (I DIT IT!). Wzorowaliśmy się na was i… Czytaj więcej » Autor Reply to Jarek Nawet nie wiecie jak miło czytać takie komentarze! Cieszymy się, że tak jak my, lubicie adrenalinę i przyrodę 😀 Do Kanady póki co się nie wybieramy, ale jest na naszej liście wymarzonych miejsc. Marek w Kanadzie był już 3 razy, ale wieeele lat temu. Jeśli tak bardzo podobała Wam się Nowa Zelandia, rozważcie Chile – przyroda jest równie piękna i bardzo zróżnicowana 🙂 Pozdrawiamy Najlepsze informacje, jakie znalazlam w internecie Dziekuje, jestem zachwycona. Wykonaliscie kawal dobrej roboty i pieknie sie ta wiedza podzielilscie z innymi Autor Reply to Ewa Bardzo dziękujemy 🙂 Autor Reply to Ewa Dziękujemy bardzo za takie miłe słowa. Staramy się dzielić wiedzą i doświadczeniem najlepiej jak potrafimy. Pozdrawiamy 🙂 Jestem ekspertem w dziedzinie Public & Government Affairs oraz komunikacji strategicznej a także doświadczonym dyplomatą z ponad 10-letnim stażem pracy za granicą. Będąc członkiem Służby Zagranicznej RP reprezentowałem Polskę i jej interesy wobec władz Państwa Katar i Nowej Zelandii. Miałem także wpływ na kształtowanie polsko-libijskich stosunków gospodarczych. W Trasy dojazdu z Nowa Zelandia zwiń Od 30 kwietnia 2022 r. wszystkie w pełni zaszczepione osoby będą mogły podróżować do Nowej Zelandii bez konieczności odbycia kwarantanny w dedykowanym hotelu (MIQ). Wdrożenie tego kroku może być rozłożone w czasie. Może okazać się, że nie wszyscy cudzoziemcy będą mieli prawo wjazdu 30 kwietnia 2022 r.
Polacy pragnący podjąć pracę w Nowej Zelandii powinni wcześniej wystąpić o wizę do pracy. Istnieją różne formy wizy pracowniczej, np. tymczasowe wizy do pracy (np. Working Holiday Visa, Essential Skills Visa), wizy do pracy z możliwością przedłużenia do rezydentury (np. w przypadku gdy długość pobytu nie jest potwierdzona lub gdy brak jest wystarczających podstaw do uzyskania pozwolenia na pobyt stały), czy wizy rezydenckie na pobyt stały. Wyczerpujące informacje na temat dostępnych opcji i wiz można znaleźć na stronie internetowej Urzędu Imigracyjnego Nowej Zelandii: Lista zawodów, na które istnieje największe zapotrzebowanie w Nowej Zelandii dostępna jest na stronie Urzędu Imigracyjnego NZ: Warunki zatrudnienia regulowane są przepisami Ustawy o Zatrudnieniu z 2000r. (Employment Relations Act). Celem zapisów Ustawy jest promowanie zaufania do stosunku pracy i praw pracowników do zbiorowych rokowań i negocjacji. Treść ustawy oraz informacje na temat zasad zatrudnienia dostępne są na stronie MBIE:
Inni mogą ubiegać się o tzw Wiza turystyczna do Nowej Zelandii online. Nie potrzebujesz a Wiza turystyczna do Nowej Zelandii jako obywatel Australii. Obywatele Australii mogą prowadzić działalność gospodarczą, studiować lub pracować w Nowej Zelandii bez wizy. Czytaj dalej, aby dowiedzieć się więcej o NZeTA, Wymagania dotyczące February 9, 2020Jedziemy na Penang, czyli będziemy jeść, jeść i jeść :D omnomnonmnon :)
Przyjazd do Nowej Zelandii w czasie lub po studiach jest doskonałą okazją do zdobycia doświadczenia pracy w międzynarodowym środowisku. Jeśli jak ja masz już jednak jakieś doświadczenie w pracy w Polsce, przygotuj się na mniejszy lub większy krok w tył w swojej karierze. Tu zaczynasz z czystą kartą.
Jeśli ktokolwiek zastanawia się nad wyjazdem do Nowej Zelandii, pierwszą rzeczą, która trzeba się zainteresować są oczywiście wizy. O ile zdobycie wizy turystycznej nie stanowi najmniejszego problemu, o tyle każda inna wiza to już bardziej skomplikowany proces. Wydaje Wam się, że perypetie z ZUSem czy skarbówką są męczące? Zapraszamy do starć z Urzędem Imigracyjnym 😛 Dopóki nie zaczęliśmy się starać o nowozelandzkie wizy, nie zdawałam sobie sprawy, ile to może kosztować człowieka nerwów. Cokolwiek by nie myśleć o Unii Europejskiej, to brak granic rozpieścił nas, Europejczyków, na maksa. Dopiero po wyjeździe poza kontynent zderzamy się z brutalną rzeczywistością. Wiz uprawniających do wjazdu, pracy czy studiów w Nowej Zelandii jest wiele rodzajów, my mamy doświadczenie tylko z trzema ich typami – Wizą Work and Holiday, Skill Shortage Work Visa i Partner of a Worker Visa i na nich to się skupimy. Resztę można znaleźć na stronie Immigration NZ, która szczerze powiedziawszy – nie jest za bardzo przystępna. Visitor Visa, Visa waiver i NZeTA Jeśli planujecie przyjazd do Nowej Zelandii tylko w celach turystycznych, zdobycie pozwolenia na wjazd nie stanowi żadnego problemu. Polska znajduje się na liście “visa waiver countries”, co oznacza, że można wjechać do NZ za darmo i podróżować po kraju do 3 miesięcy. Jeśli chcielibyście zostać w NZ dłużej, musicie aplikować o wizę turystyczną, co nie jest ani trudne, ani skomplikowane (aplikuje się online), jednak wiąże się z kosztem 200$ i koniecznością wykonania rentgena klatki piersiowej (kolejne 200$). Prostszym i tańszym rozwiązaniem, gdy planujemy dłuższą podróż po Nowej Zelandii, jest po prostu wyskoczenie na kilka dni do Australii czy na Wyspy Pacyfiku (bilety można dostać już za 300$) i powrót do kraju znowu jako “visa waiver”. Od października 2019 wjazd do Nowej Zelandii stanie się droższy i trochę bardziej skomplikowany, ze względu na wprowadzenie opłaty turystycznej. Nie sądzę, żeby sprawiało to jakieś problemy formalne przy przekraczaniu granicy w przyszłości, ale o tym się dopiero przekonamy. Najbardziej istotną zmianą jest konieczność uzupełnienia wniosku online przed przyjazdem, gdzie będziemy musieli podać nasze podstawowe dane i cel wizyty w kraju. NZeTA (czyli elektroniczne pozwolenie na wjazd do NZ) kosztować będzie 9$/12$, razem z nim trzeba będzie opłacić także IVL (international visitor levy) – podatek turystyczny, w kwocie 35$. Zarówno NZeTA jaki i IVL będą ważne przez 2 lata. Jeśli posiadacie jakąkolwiek nowozelandzką wizę (W&H, Tourist Visa etc), nie musicie dodatkowo płacić ani za eTA, ani za IVL. Przed każdym wjazdem na teren NZ otrzymuje się deklarację celną, na której zaznacza się wwożone do Nowej Zelandii rzeczy. Jest tam kilka pozycji takich jak jedzenie, sprzęt sportowy, sprzęt trekkingowy, leki, nasiona itp. Jeśli coś z nich macie, po prostu zaznaczacie “tak”, a urzędnik powie Wam, czy można to wwozić czy nie. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła w polskich mediach paranoja, że “do Nowej Zelandii nie można wwozić żadnego jedzenia!!! Żadnego!!!” (brawo National Geographic za publikowanie takich głupot). Oczywiście jest to bzdura – kategorycznie nie można wwozić żadnych świeżych warzyw i owoców, dużej ilości serów i miodów (na te są limity), świeże mięso czy owoce morza też nie przejdą, za to przetworzone czy głęboko mrożone już tak. Zastanawiacie się pewnie, kto do jasnej cholery wozi kurczaki czy krewety w samolotach pasażerskich? Zapraszamy na lotnisko w Auckland, szczególnie po wylądowaniu samolotu z Fidżi, Samoa czy Tonga – wyspiarze bardzo lubią przywozić do NZ domowe smakołyki 😛 Konserwy, ciastka, czekolada czy pakowane hermetycznie kabanosy – są jak najbardziej na tak 😛 Kiedyś przywieźliśmy z Rarotongi domowej roboty palusami w jednorazowym pudełku – celnik tylko na nie spojrzał, stwierdził, że wygląda na “properly cooked” i pojechało z nami do domu. Dlatego nie ma co panikować (jak trochę my po przyjeździe tutaj 🙂 ) Jeśli zdeklarujecie posiadanie sprzętu trekkingowego, butów, namiotów czy innych gadżetów sportowych, zostaniecie poproszeni o ich pokazanie. Gdy będą się wydawać brudne, pracownik lotniska weźmie je po prostu do wyczyszczenia i dezynfekcji. Chodzi tu głównie o niewwożenie do kraju żadnych obcych bakterii, które mogą zaszkodzić rodzimym gatunkom. Główna zasada – zdeklarujcie wszystko, co macie; celnicy powiedzą Wam, co można wziąć, a co nie. Jeśli nie, nikt Wam nie będzie wlepiał kary, po prostu trafi do kosza. Co innego, gdy będziecie chcieli bawić się w przemytników ;P Z kolei, jeśli będzie Wam dane lecieć lotem krajowym – to już jest w ogóle wolna amerykanka. Tutaj latanie samolotem po kraju to jak u nas jeżdżenie autobusem czy pociągiem (pewnie dlatego, że tych dwóch ostatnich po prostu tu nie ma:P), więc do bagażu podręcznego nie można zabierać tylko takich najbardziej oczywistych niedozwolonych przedmiotów jak nóż czy butla gazowa:P Za to woda, kosmetyki czy litrowa butelka wina jak najbardziej przejdzie. Work and Holiday Visa Od wizy Work and Holiday rozpoczęła się nasza przygoda z Nową Zelandią. Był to nasz kraj “drugiego wyboru” (pół roku wcześniej nie dostaliśmy wizy do Australii), ale tylko dlatego, że wydawało nam się, iż wizę do NZ jeszcze trudniej dostać. Wiza Work&Holiday uprawnia do przebywania oraz pracy w Nowej Zelandii przez rok. Jest jednak haczyk – pracować u jednego pracodawcy można tylko przez 3 miesiące. Ideą wiz Work&Holiday jest – oficjalnie – ułatwienie młodym ludziom podróży po takich krajach, jak Australia czy Nowa Zelandia i umożliwienie im “dorobienia” w trakcie wyjazdu. Tak naprawdę jest to sposób na sprowadzenie sobie taniej siły roboczej do pracy na farmach czy plantacjach ( w NZ są to plantacje kiwi, awokado czy winnice), ponieważ żaden z mieszkańców tych krajów nie ma ochoty tak pracować za takie pieniądze – klasyk 😛 W większości europejskich krajów wizy Work&Holiday są wydawane od ręki każdemu poniżej 30 roku życia. Oczywiście my, Polacy, jak zwykle musimy mieć pod górkę – nie dość, że jest roczny limit wydawanych wiz (100! słownie sto sztuk! na 36 milionowy kraj, gdzie np choćby Czesi mają ich 200), to jeszcze obowiązuje 3-miesięczny limit pracy u jednego pracodawcy (inne narody oczywiście takich limitów nie mają, a jak!). W praktyce oznacza to, że z taką wizą są bardzo małe szanse na znalezienie pracy gdzieś indziej niż w hostelu czy na farmie. Jakie trzeba spełnić warunki, aby otrzymać wizę? Wymagań nie ma zbyt wiele – trzeba mieć mniej niż 30 lat, paszport ważny więcej niż 6 miesięcy, środki na początek pobytu (ok 4000 NZD) i być “zdrowym” (Polacy muszą obowiązkowo dołączyć rentgena klatki piersiowej do aplikacji, bo najwyraźniej masowo umiera się u nas na gruźlice i jesteśmy na nowozelandzkiej liście krajów o wysokim ryzyku). Pikuś, prawda? Schody pojawiają się gdzieś indziej, a właściwie na samiutkim początku – tak jak już wspominaliśmy wcześniej, limit roczny dla Polski to 100 wiz. Oznacza to, że rozchodzą się one w 15 min ( dosłownie, 15 minut ) po otwarciu internetowej strony z aplikacjami (nowa pula wiz jest co roku wypuszczana pod koniec lutego). Poza tym, serwery wtedy padają, bo wszyscy na raz się rzucają, aby jak najszybciej wypełnić formularz (Mówiąc “wszyscy” mam na myśli przynajmniej z 200-300 osób). Formularz aplikacyjny ma kilka stron, w których trzeba podać swoje podstawowe dane i odpowiedzieć na pytania w stylu “jesteś zdrowy? czy jesteś kryminalistą?”. Jak dokładnie wygląda każda z tych stron możecie podglądnąć na stronie 4evermoments. Jak nam udało się wyklikać 2 spośród 100? Miesiąc przed otwarciem polskiej aplikacji założyliśmy konta na nowozelandzkiej stronie urzędu imigracyjnego i ćwiczyliśmy wypełnianie formularza aplikacyjnego dla jednego z krajów, który nie ma limitów wizowych (jak np Holandia czy Kanada), kasując aplikację, gdy dochodziliśmy do strony z płatnością. Każdy z podpunktów znaliśmy na pamięć, poza tym wypełnienia pól były “zapamiętane” na naszych komputerach. Przed właściwą aplikacją mieliśmy za sobą z ok 50 treningowych “przeklikań” aplikacji, potrafiliśmy to zrobić z zamkniętymi oczami w mniej niż 2 minuty. Podczas właściwej aplikacji serwery były jednak tak obciążone, że zajęło nam to ponad 15 minut – ja byłam już pewna, że po całej zabawie, jednak szczęście nam obojgu dopisało:) Sama wiza aktualnie kosztuje 245NZD ( ok 600 zł). Do tego trzeba doliczyć koszt rentgena, który w Polsce można wykonać tylko w dwóch placówkach, zatwierdzonych przez nowozelandzki rząd – w Warszawie (140 zł) i w Krakowie (250 zł). Różnica w cenie jest znaczna, ale też różni się znacznie poziom usługi 😉 Jeśli macie dużo czasu i liczycie każdy grosz – udajecie się do Warszawy, gdzie trzeba pobujać się między dwoma ośrodkami publicznej opieki zdrowotnej (a wiadomo jak to w Polsce wygląda…:P). W Krakowie rentgena prywatnie organizuje Nowozelandczyk, więc wszystko jest szybko, gładko i sprawnie, do tego można ogarnąć to w sobotę – dlatego też kosztuje dwa razy tyle. Ja robiłam badania w Krakowie, Kuba swojego rentgena załatwiał w Dublinie, właściwie w tej samej cenie. Koszty może wydają się spore, ale to naprawdę nic w porównaniu z innymi wizami tego typu (mam tu na myśli australijskie W&H, przez które też mieliśmy nieprzyjemność przebrnąć:P). Poza tym, zwrócą się po choćby miesiącu pracy w Nowej Zelandii. Plus jest taki, że tak naprawdę nie ponosi się żadnych kosztów do momentu, kiedy praktycznie macie pewność, że wizę dostaniecie. (no chyba, że macie gruźlice :P) Złą informacją ( albo i dobrą, wszystko zależy od tego jak dobrymi domowymi informatykami jesteście) jest to, że już podczas naszej rekrutacji ludzie wymyślali makra/programy, które wypełniały aplikacje za nich. Pewnie teraz krąży ich tyle, że już wszyscy tak wypełniają ten wniosek i ręczni “klikacze” pozostają bez szans:) Edit: podczas naszej lutowej objazdówki po Wyspie Południowej spotkaliśmy kilka osób z poprzedniej edycji W&H (2018 roku) i potwierdziły one, że wciąż można klikać:P Jeśli jesteście zainteresowani aplikacją na W&H w Nowej Zelandii, odsyłamy do oficjalnej strony Nowozelandzkiego Urzędu Imigracyjnego , po dokładniejsze informacje odsyłam na stronę 4evermoments, bo po co pisać dwa razy to samo 🙂 Poza tym, co roku pod ich postem w komentarzach odbywa się gorąca dyskusja ludzi aktualnie ubiegających się o wizę. Poniżej krótkie podsumowanie Wizy Work&Holiday do Nowej Zelandii Kryteria: mniej niż 30 lat trzeba być w dobrym zdrowiu (czyli nie mieć gruźlicy i mieć “czysty” rentgen ) teoretycznie posiadać 4200$ (nam nikt tego nie sprawdzał) bilet powrotny albo środki na powrót (o bilet nikt nie pyta, środki tak jak wyżej ) teoretycznie w wymaganiach jest posiadanie ubezpieczenia medycznego, nikt o nie nie pyta Proces wizowy wypełnienie aplikacji online na stronie immigration i zapłacenie opłaty wizowej ( jeśli podczas aplikacji dotrzecie do strony z płatnością i uda wam się zapłacić, wizę, po spełnieniu reszty formalności, macie zaklepaną; jeśli się spóźniliście i wiz już nie ma, strona z płatnością się nie wyświetli) czekacie na e-mail od NZ immigration, z waszym numerem klienta (potrzebny później u lekarza) umawiacie się na wizytę lekarską w Krakowie bądź w Warszawie, u lekarza wypełniacie Chest X-Ray Certificate. Lekarz założy Wam konto w E-medical, systemie online urzędu imigracyjnego, badania zostają przesłane automatycznie. Od lekarza otrzymujecie numer NZER, który mailem trzeba wysłać do waszego opiekuna imigracyjnego ( od którego otrzymaliście pierwszy e-mail) Et voila! Po 2 tygodniach wiza jest wasza, można jechać zbierać awokado 😉 Nowa pula wiz work&holiday dla Polaków otwiera się w lutym 2020 – jeśli ktoś jest przed 30-stką (a to już bardzo niewielka rzesza naszych znajomych ;D) to zakasywać rękawy i aplikować! Warto pomieszkać w tym kraju choć na chwilę, żeby zobaczyć jaki jest piękny i na własnej skórze przekonać się, jak może być denerwujący;) Long Term Skill Shortage List Work Visa Po przyjeździe do Nowej Zelandii na wizie Work and Holiday Kuba nie miał żadnych problemów ze znalezieniem pracy, ja miałam trochę ograniczone pole manewru i pracy w zawodzie nie dostałam (3-miesięczny okres pracy był zawsze przeszkodą), ale z “jakąkolwiek” pracą biurową nie było problemu. Podczas studiów nasłuchaliśmy się wiele razy o tym, jak to Australia i Nowa Zelandia to raje dla geodetów (w odróżnieniu od Polski), jednak wiecie jak to jest – ludzie rożne rzeczy opowiadają, nie do końca zawsze warto w to wierzyć, dopóki się samemu nie zweryfikuje. My zweryfikowaliśmy i możemy oświadczyć, że to w 100% prawda:P Geodeci i inżynierowie w tym kraju mają ogromne wzięcie, Kuba po tygodniu w NZ miał 3 oferty pracy, jego pracodawca od razu wyraził gotowość do wsparcia go w aplikowaniu o wizę pracowniczą. Po kilku miesiącach zdecydowaliśmy, że zostaniemy trochę dłużej w NZ niż początkowo było to zaplanowane i rozpoczęliśmy proces aplikacji. Kuba zaaplikował o Long Term Skill Shortage List Work Visa. Jest to wiza dla osób, które posiadają już ofertę pracy od nowozelandzkiego pracodawcy, co w większości przypadków równoznaczne jest z tym, że przebywacie w Nowej Zelandii. Nowozelandczycy mają duże opory przed zatrudnianiem ludzi na odległość. Kuba wysyłał sporo CV jeszcze z Polski, bez odpowiedzi. Tak jak wspominałam wcześniej, na miejscu po tygodniu miał 3 oferty pracy. ( co nie znaczy, że się nie da tego załatwić na odległość, czytaliśmy w internetach tez o takich historiach 🙂 na pewno warto próbować). Poza tym, wasz zawód musi znajdować się na liście Long term skill shortage. Lista jest aktualizowana co roku, a ponieważ z roku na rok Nowa Zelandia zaostrza przepisy imigracyjne, lista ta staje się tez coraz krótsza. Jeszcze w 2017 roku był na niej dzisiaj już go nie znajdziecie. Oferta pracy w zawodzie z listy “Essential Skills” to podstawa, od której zaczynamy proces aplikacji i całą papierologię. Dokumenty, które będą Wam potrzebne do aplikowania ( oprócz wypełnionego wniosku;) ) kopia paszportu health check – pełne badania zdrowotne (z prześwietleniem), które kosztują ok 300 NZD. Jeśli posiadacie X-ray z aplikacji o poprzednią wizę (jakąkolwiek nowozelandzką), nie starszy niż rok, możecie go użyć i oszczędzi wam to wydatku 100$. Jeśli robicie badania w Nowej Zelandii, macie mnóstwo ośrodków do wyboru. W Polsce będzie to znowu Kraków albo Warszawa. Listę placówek można sprawdzić tu. W Nowej Zelandii znalezienie wolnego terminu na badania nie powinno zająć więcej niż 2-3 dni. zaświadczenie o niekaralności z każdego kraju, w którym mieszkaliście dłużej niż rok ( w Polsce można to bardzo prosto załatwić przez e-puap, a potem przetłumaczyć online. Kuba w Irlandii mieszkał 11 miesięcy i kilka dni, także dzięki takiej luce w prawie nie musiał się użerać z irlandzkim systemem ;D) nowozelandzka umowa o pracę na pełen etat oraz aplikację uzupełnioną przez waszego pracodawcę. Musi on wykazać w niej, że próbował zatrudnić wcześniej Nowozelandczyka na tę pozycję. U Kuby nie stanowiło to problemu, bo naprawdę ogłoszenie o pracę wisiało przez kilka miesięcy na Seek’u. kopie dyplomu studiów po angielsku, poświadczającą odpowiednie kwalifikacje w zawodzie. Ten punkt dla większości nie powinien stanowić problemu, ponieważ Nowa Zelandia akceptuje większość dyplomów polskich uczelni… większość… Pełną listę możecie znaleźć tutaj, tak się składa, że jest tam np. Uniwersytet Zielonogórski czy Katolicki Uniwersytet Lubelski, ale AGH-u na niej nie ma:P jeśli zaliczacie się do grona tych AGH-owych (czy innych) nie-szczęśliwców, wasza aplikacja wydłuży się o kolejny miesiąc i zdrożeje o 700$, ponieważ będziecie musieli akredytować swój dyplom w New Zealand Qualifications Agency. poświadczenie poprzedniego doświadczenia zawodowego, czyli świadectwo pracy po angielsku bądź rekomendacje od poprzedniego pracodawcy jeśli wasz zawód znajduje się na liście nowozelandzkich zawodów wymagających rejestracji, poświadczenie jej uzyskania O wizę “Long Term Skill Shortage” można zaaplikować online (co dużo ułatwia). Obecnie wiza kosztuje 645 NZD, ale z roku na rok będą one prawdopodobnie drożeć (znowu, zaostrzanie polityki imigracyjnej ). Na rozpatrzenie wniosku czeka się 2-3 miesiące, na stronie są podane ramy czasowe, w jakich większość wniosków jest rozpatrywana. Nie łudźcie się, jeśli jest napisane, że jest to 90 dni, wasza wiza zostanie rozpatrzona w 90 dni albo dłużej, na pewno nie wcześniej 😛 Wiza zostaje przyznana na 30 miesięcy, później możecie aplikować o tymczasową rezydenturę w Nowej Zelandii bądź o kolejną wizę pracowniczą. Kuba posiadając ten rodzaj wizy mógł pracować tylko i wyłącznie dla pracodawcy, który podany był we wniosku. Partner of a Worker Work Visa Jeśli nie macie tyle szczęścia i waszego zawodu nie ma na liście “essential skills”, można podpiąć się pod wizę kogoś, kto takie szczęście ma 😉 Moja wiza została wydana na podstawie “partnerstwa” z Kuba, które musi spełniać wymogi “Genuine and stable relationship”. Dobra wiadomość jest taka, ze wcale nie potrzebne jest do tego świadectwo ślubu. Nowa Zelandia jest pod tym względem bardzo liberalna, nawet nasza pani premier żyje w związku na kocią łapę ze swoim partnerem 😉 Co więcej, samo świadectwo ślubu nie jest wystarczającym dowodem dla Nowozelandczyków, że jesteście “stable” i “genuine”. Moja aplikacja wizowa, oprócz podstaw administracyjnych jak wysłanie kopii paszportu, health checku i zaświadczenia o niekaralności, opierała się na udowodnieniu tego, że z Kubą jesteśmy naprawdę parą forever and ever 🙂 Tak na logikę, nie powinien być to zbyt wielki problem… oj,w jakim wielkim byłam błędzie tak myśląc …:P Aby udowodnić swoje partnerstwo, musicie opisać historie swojego związku i przedstawić dokumenty w 5 kategoriach. Wszystkie dokumenty muszą być oczywiście po angielsku, przetłumaczone prze tłumacza przysięgłęgo, więc kombinowaliśmy jak mogliśmy, aby załączać jak najmniej polskich papierów i korzystać z tych oryginalnie angielskich. Evidence of shared residence – czyli umowa najmu mieszkania, wspólne rachunki za prąd itp. Nie tłumaczyliśmy polskiej umowy wynajmu mieszkania (dajcież spokój, 10 stron!), za to dołączyliśmy list od rodziców Kuby, że mieszkaliśmy u nich w mieszkaniu. Ponieważ mieszkaliśmy osobno przez rok, gdy Kuba był w Irlandii, musieliśmy wyjaśnić, dlaczego taka sytuacja miała miejsce i udowodnić, że się odwiedzaliśmy i nasz związek zachował ciągłość. (Dołączaliśmy bilety lotnicze, dobrze ze Ryanairek wystawia je po angielsku 😉 ). Immigration bardzo lubi też koperty zaadresowane do Was obojga, pod wspólnym adresem – czyli pocztówki czy paczki, mogą też być dokumenty online razem z adresem (np. rezerwacje nowozelandzkich chatek górskich) Financial interdependence – nowozelandzkie immigration za jedyny prawilny dowód wspólnych finansów uznaje wspólne konto w nowozelandzkim banku oraz wspólny majątek (np. auto), więc gdy ich nie ma, jest trochę pod górkę (ale się da). My załączaliśmy naszą wspólną kartę kredytową, poza tym robiłam zestawienie wyciągów z mojego konta wraz z biletami czy paragonami, pokazując, że płaciłam za jakieś rzeczy Kuby i vice versa. Jako potwierdzenie, że kupiliśmy razem samochód (zarejstrowany tylko na Kubę) wysłaliśmy e-mail od jego poprzedniego właściciela, który potwierdzał, że wspólnie przekazaliśmy mu gotówkę. Time spent together/public recognition/family support – w tej sekcji głównie zdjęcia, bilety lotnicze i listy od przyjaciół i rodziny, potwierdzające jaką jesteście wspaniałą i słitaśną parą. Dużo zdjęć i listów. Communication and maintenance of the relationship – czyli listy, rozmowy, maile, czaty itp. Była to najbardziej problematyczna część, ponieważ – jak już wspominałam – wszystko musi być po angielsku, a my jeszcze nie zapomnieliśmy ojczystego języka i porozumiewamy się miedzy sobą po polsku. Już widzę, ile by kosztowało tłumaczenie głupawych rozmów What’s appowych 😛 Całe szczęście udało nam się to obejść. Napisałam obszerne wytłumaczenie, jak to Kuba nie ma Facebooka ani innych social mediów oraz że głównie rozmawiamy ze sobą przez telefon. Załączyłam screeny historii połączeń telefonicznych ( po przełączeniu telefonu na inglisz, of kors), historii telefonicznych rozmów what’s appowych oraz kilka pustych maili z rożnymi datami, w których tylko przesyłaliśmy miedzy sobą załączniki. koszt tłumacza – 0 zł, Przeszło 😀 Moja lista nie wyglądała aż tak obszernie podczas oryginalnego, pierwszego składania dokumentów. Założyłam wtedy, że nowozelandzkie Immigration, jako urząd, interesują tylko oficjalne, urzędowe dokumenty. Załączyłam więc umowy, konta bankowe i parę zdjęć. Błąd. Immigration kocha listy. Im więcej listów tym lepiej, a już najlepiej jeśli są od Nowozelandczyków. Po miesiącu od wysłania dokumentów ( w formie papierowej, wtedy jeszcze nie było opcji na złożenie wniosku o tego typu wizę online) dostałam informację, ze muszę uzupełnić aplikację, bo nie do końca wierzą mi, ze jestem dziewczyną Kuby od 5 lat. Wtedy to właśnie zaczęłam kompletować cała głupawą papierologię, screeny z historii, wyciągi z kont, listy od drużyny piłkarskiej Kuby jak to jestem na każdym meczu (no nie do końca…:P) i naszych znajomych z Polski ( dzięki Agata;) ). Całe szczęście, że dodatkowe dokumenty mogłam wysyłać już online – ostatecznie moja aplikacja miała 30 załączników, czasem ponad 10-20 stronicowych, więc chyba bym zbankrutowała przy ich drukowaniu 😉 Nie musiałam tez oszczędzać się z załączaniem wspólnych zdjęć ( a wiecie, tych trochę mamy:P) Gdy ja składałam wniosek o wizę, była ona jeszcze w wersji papierowej, wbijana do paszportu. Jest to duże utrudnienie, bo tak naprawdę przez 3 miesiące mój paszport, jedyny ważny dokument w Nowej Zelandii, znajdował się w urzędzie imigracyjnym. Nie mogłam wyjechać z NZ, a co gorsza kupić alkoholu w sklepie!!! 😛 (w NZ jest bardzo restrykcyjna polityka dot. sprzedaży alkoholu, a legitymować się można tylko nowozelandzkimi dokumentami bądź paszportem). Całe szczęście to się już zmieniło, wniosek składa się online. Obecnie moja wiza kosztuje 495$. Czeka się na nią także około 2-3 miesięcy (ja wniosek składałam w listopadzie, wiza przyznana w lutym) Wiza wydawana jest na taki sam okres jak wiza partnera (30 miesięcy). Jest ona w zasadzie lepsza niż wiza Kuby – ja mogę zmieniać pracę, ile chcę oraz pracować w jakimkolwiek zawodzie, natomiast Kuba musi być geodetą w firmie, dla której wizę dostał (można ją przepisać na innego pracodawce za opłatą, ale tak czy siak – może pracować tylko i wyłącznie jako geodeta) Plusem obu wiz – zarówno mojej, jak i Kuby – jest to, ze jesteśmy objęci państwowa opieka medyczna tak jak Nowozelandczycy. Szału nie ma, bo tutaj państwowa opieka jest bardzo podstawowa, ale zawsze nie trzeba się o to martwić. A następny krok? Po 2 latach przebywania na work visa można aplikować o tymczasowa rezydencje, natomiast po kolejnych 2 latach o rezydencje stalą, ale na razie te udręki nas ominą… 😉 Wszystko to może wydawać się trochę skomplikowane, ale naprawdę można bez problemu ogarnąć samemu, bez wydawania pieniędzy na agentów imigracyjnych. Urząd Imigracyjny też nie jest taki straszny – jeśli się pomylicie bądź zapomnicie czegoś dołączyć, zawsze można się z nimi skontaktować i poprawić/dosłać. Gdy ja musiałam uzupełniać moją aplikację wizową, dostałam na to tydzień. Jako że akurat byliśmy na wakacjach, napisałam do Urzędu o przesunięcie tego deadline’u – udało się to bez problemu. Niestety prawdą jest też, że ludzie tam pracujący nie mają wiedzy wykraczającej poza to, co napisane jest na stronie. Jeśli więc macie jakiś specyficzny i bardziej skomplikowany problem z Waszą aplikacją, niestety nie macie co liczyć na rzetelną informację. Moje pierwsze starcie z “Customer Service” w NZ Immigration miało miejsce jeszcze z Polski, gdy nie byłam w stanie wydrukować mojej wizy z systemu online. Z moją wizową opiekunką wymieniłam kilkanaście maili, w których ja pisałam, że nie mogę tego zrobić, a ona że powinnam wejść na swoją stronę i tam będzie. I tak w koło Macieju. Dopiero po wysłaniu jej maila z 10 print-screenami z każdego kroku w końcu zaakceptowała fakt, że naprawdę nie mam tej wizy w systemie i wysłała mi ją mailem. ( Po przylocie do NZ sama trafiłam do Customer Service jednej z nowozelandzkich firm i widząc od środka, kto tam pracuje i jak to funkcjonuje, ta sytuacja w ogóle mnie nie dziwi ;D ). Podobna sytuacja miała miejsce, gdy próbowałam się dopytać o to, kto jest moim pracodawcą (z perspektywy ograniczeń wizy “W&H”) – agencja pracy czy firma, dla której pracuję. Po pierwszym telefonie do Urzędu usłyszałam, że agencja; po drugim, że firma; po trzecim, że oboje 😀 (dla zainteresowanych, pierwsza odpowiedź jest poprawna, zweryfikowane przez agencyjnych prawników) Zdobycie wizy do Nowej Zelandii jest czasochłonnym i drogim procesem, nie jest to też najprzyjemniejsze ani najłatwiejsze zadanie. Dlatego przed podjęciem decyzji o przeprowadzce warto zapoznać się ze wszystkimi aspektami emigracji (kosztami życia, zarobkami, itp.), a jeśli jest tylko taka możliwość przeprowadzić emigrację testową na wizie Work&Holiday 🙂 My nie żałujemy ani trochę tych dwóch lat spędzonych w Nowej Zelandii, jednak wiemy też już, że życie tam ma wiele minusów. Czy wrócimy do NZ? Może… Póki co toczymy nowe bitwy, z australijskim Urzędem Imigracyjnym 🙂
Odpowiedź: Warto przeprowadzić się do Danii ze względu na wysoki standard życia, dobre warunki pracy, rozwinięty system opieki zdrowotnej i edukacji, oraz stabilną gospodarkę. Konkluzja Warto przeprowadzić się do Danii ze względu na wiele czynników, takich jak wysoki poziom życia, dobre warunki pracy, rozwinięty system opieki
Malwina Wrotniak2017-08-23 06:00redaktor naczelna 06:00Tu, na drugim końcu świata, są zjawiskowe krajobrazy niczym z "Władcy Pierścieni" i życie z dala od europejskiego pośpiechu oraz problemów, które trawią dziś Zachód. Ale Nowa Zelandia na pewno nie jest rajem na ziemi. Nie nadaje się na wyjazdy w ciemno i bywa zbyt droga dla rodzin, by utrzymać się z jednej pensji. Może rozczarować też osoby, które oczekują nowoczesności i wygody. Paweł Duszczyk do Auckland przeniósł się dwa lata temu. Zmienił kontynent, nie zmieniając pracodawcy. To miało być zawodowe wyzwanie i cenne doświadczenie dla rodziny z dwójką dzieci. W najnowszym odcinku z cyklu #TamMieszkam opowiada o tym, jak wyobrażenia o życiu na drugim końcu świata wypadły w zderzeniu z rzeczywistością, czy odróżnia nowozelandzki lifestyle od zwykłej opieszałości i jak udowodnić stabilność związku w wymagającym procesie wizowym. – Kiedy się już zamieszka się w Nowej Zelandii, wszystko działa raczej sprawnie i przyjemnie. Problemem natomiast jest to, żeby tu zamieszkać – podsumowuje. Malwina Wrotniak: W ramach inicjatywy #NaBankiera zaproponowaliśmy czytelnikom, że sprawdzimy, w jaki sposób zmienić kontynent, nie zmieniając pracodawcy. Panu się to udało. Paweł Duszczyk: Powodzenie takiej akcji zależy w dużej mierze od podejścia pracodawcy. Ja mam szczęście pracować w instytucji o bezsprzecznie globalnym zasięgu. HSBC ma spółki zależne albo oddziały centrali z Londynu i Hongkongu rozsiane po całym świecie. Przeniesienie się z jednego kontynentu na drugi jest łatwiejsze w ramach jednej grupy, bo chociaż z formalnego punktu widzenia zmienia się podmiot zatrudniający, to nie zmienia się organizacja – bez względu na kraj, obowiązują w niej te same standardy i kultura korporacyjna. Akurat HSBC wysoko ceni sobie globalną mobilność pracowników, bo wychodzi z założenia, że służy ona wymianie myśli, idei, pomysłów, a przy tym wnosi coś nowego do kultury pracy. Dla mnie to też ciekawe doświadczenie wykonywać tę samą pracę na różne sposoby – z różnymi osobami, w ramach różnych stylów zarządzania ludźmi, przy uwzględnieniu specyfiki danego regionu. To zaprocentuje w przyszłości. Kto zabiegał o te przenosiny – Pan czy pracodawca? Powinienem najpierw wyjaśnić, że Nowa Zelandia to nasze drugie zagraniczne miejsce zamieszkania. Wcześniej przez piętnaście miesięcy byliśmy w Paryżu. Wyjechaliśmy, bo dostałem pracę w tamtejszym zespole, gdzie poszukiwano osoby wspierającej kraje Europy we wdrażaniu nowych międzynarodowych regulacji FATCA z punktu widzenia bankowości korporacyjnej. Miałem już wtedy trochę doświadczenia zawodowego w tym obszarze, więc zaaplikowałem. Chciałem zawodowo spróbować nowych wyzwań – sprawdzić się w projektach na większą skalę, przy mniej typowych zadaniach. Projekt na początku był dość skomplikowany, praca wymagała kontaktu z osobami z kilkunastu krajów, co było też czynnikiem motywującym. Zachęcający był też sam Paryż. Do tego forma przenosin była mi na rękę - to była długoterminowa delegacja z kraju do kraju, a nie na stałe. Z tyłu głowy zawsze więc miałem myśl, że nawet jeżeli się nie uda, nie sprawdzę się albo nie spodoba mi się ta zmiana, wracam na swoje miejsce, które znałem, do pracy, w której czułem się dość komfortowo i nie zostaję w obcym kraju z poczuciem porażki. Świadomość bezpieczeństwa zawodowego miała spore znaczenie przy podejmowaniu decyzji. Spędziliśmy we Francji z całą rodziną bardzo dobry czas. To była ciekawa przygoda zarówno z punktu widzenia zawodowego, osobistego, jak i rodzinnego. Wróciliśmy do Polski po piętnastu miesiącach, w styczniu 2015 roku, i... zrobiło się trochę smutno. Pozostała tęsknota za międzynarodowymi przygodami i przekonanie, że dobrze ją znieśliśmy jako rodzina. W naturalny sposób zapadła więc decyzja, że będziemy się rozglądać za nowymi możliwościami – a że one teoretycznie są, to wiedzieliśmy, bo firma jest otwarta na takie pomysły. Dlaczego właśnie Auckland miało zostać następcą Paryża? Decydując się na kolejną przeprowadzkę, nie mieliśmy wymarzonych kierunków, nic z tych rzeczy. Po prostu myśleliśmy o krajach, które umożliwiałyby życie „po europejsku”. Nowa Zelandia jako kolonia brytyjska wydawała się spełniać to kryterium. Później okazało się, że nie do końca tak jest (śmiech). fot. / / YAY Foto O pracę w Auckland zaaplikowałem, ponieważ w analogicznym zespole jak ten, w którym pracowałem w Polsce, potrzebowano akurat osoby, która wykonywałaby podobne zadania. Miałem więc poczucie, że nie jest to zmiana pracy, a tylko kraju. Dość drastyczna zmiana. Faktycznie - towarzyszyła nam myśl, że jest to drugi koniec świata. Bo naprawdę jest - dalej już nic nie ma, oprócz oceanu oczywiście (śmiech). Wiedzieliśmy, że będziemy bardzo daleko od rodziny, rzuceni na głęboką wodę, że nie znamy tam kompletnie nikogo. Polska społeczność w Nowej Zelandii jest relatywnie niewielka, a do tego nie mieliśmy z nią specjalnie kontaktu przed przeprowadzką. Czekało nas zupełnie nowe środowisko i wtedy jeszcze brak perspektywy, że ktokolwiek nas tu odwiedzi. Z drugiej strony po Paryżu wiedzieliśmy mniej więcej czego się spodziewać, jeśli chodzi o samą organizację życia na emigracji. Mieliśmy świadomość, co się zmienia i przez co będziemy musieli przejść (aczkolwiek na tutejszy proces wizowy chyba nie byliśmy przygotowani). Nasze dzieci bardzo dobrze zniosły przenosiny do Paryża, dla nich to była niesamowita przygoda i cała nasza rodzina dość dobrze funkcjonowała na emigracji, więc powiedzieliśmy sobie ponownie: czemu nie. Ile czasu zajęła zmiana kontynentu? W lipcu 2015 roku zapadła pozytywna decyzja ze strony Nowej Zelandii. Wylądowałem w Auckland we wrześniu, a moja rodzina miesiąc później, co było spowodowane procesem wizowym. Tam mieszkam 31,09 zł 37,91 zł Sprawdź Pulapki myślenia 30,08 zł 49,00 zł Sprawdź Nadchodzi III wojna 27,80 zł 44,90 zł Sprawdź Tym razem to nie miało być tylko piętnaście miesięcy? Podpisywałem kontrakt na trzydzieści sześć miesięcy. Od tego czasu warunki trochę się zmieniły i teraz jestem na otwartym kontrakcie, który pozwala mi zostać w zasadzie tak długo, jak byśmy chcieli. Najprawdopodobniej pomieszkamy tu chwilę dłużej niż trzy lata, ale nie jakoś szczególnie dłużej, bo nie planujemy zostawać w Nowej Zelandii na zawsze. Bo nie jest taka, jak się spodziewaliście? „Europejskość”, którą tu zastaliśmy, nie jest „europejskością”, której się spodziewaliśmy przed wyjazdem. W rzeczywistości trudno o nią w Nowej Zelandii, tak samo jak w Auckland trudno o klimat dużego miasta. Warto podkreślić, że ten kraj zdecydowanie nie jest rajem na ziemi i przyjeżdżając, trzeba zdawać sobie z tego sprawę. Niedawno usłyszeliśmy gdzieś z żoną, że „Władca Pierścieni” to najlepsza kampania reklamowa, o jakiej mogła marzyć Nowa Zelandia i w pełni się z tym zgadzamy. Turystycznie jest to zdecydowanie wspaniałe miejsce, tyle tylko, że dla ludzi, którzy lubią dziką naturę i zwiedzanie momentami bezludnych miejsc, gdzie podczas przemierzania wielu kilometrów, spotyka się raptem kilka samochodów jadących z przeciwka. A poza tym dookoła owce, krowy, ptaki, bujna zieleń i oczywiście przepiękny ocean. fot. / / YAY Foto O cywilizację nie jest łatwo. Typowym jej dobrodziejstwem jest sprawnie działający transport publiczny. W Auckland zasadniczo on funkcjonuje, ale chociaż centrum miasta jest dość dobrze skomunikowane, to poza nim już jest o wiele gorzej. Nie ma metra, tramwajów, pozostają tylko pociągi, ale na bardzo ograniczonym obszarze. I samochód. Da się bez niego w Nowej Zelandii w miarę normalnie funkcjonować? W ogóle nie ma takiej opcji. Oczywiście powszechne używanie samochodów prowadzi do niemiłosiernych korków, szczególnie w godzinach szczytu i na głównych ulicach. Do tego koszt parkingu w śródmieściu jest bardzo wysoki. Byliście tego świadomi przed przyjazdem? Spodziewaliśmy się, że trzeba będzie mieć auto. Do Paryża nie zabieraliśmy samochodu i jedyna niedogodność, jaka się z tym wiązała, dotyczyła wakacyjnych wyjazdów, kiedy musieliśmy przemieszczać się z bagażami. Paryż jest inny – tam jest wszystko: metro, autobusy, tramwaje, taksówki, kolejka elektryczna, a do tego sklep zawsze pod nosem. W Nowej Zelandii dotarcie do marketu, gdzie można zrobić zakupy na cały tydzień, jest nie lada wyprawą. Większe sklepy są porozsiewane po różnych dziwnych miejscach, do których niekoniecznie da się dojechać bez samochodu. Natomiast w mniejszych, „osiedlowych”, wybór nie jest duży. Przez to nauczyliśmy się gospodarować czasem i zasobami. Musieliśmy się przestawić na zakupy raz w tygodniu, bo fizycznie nie byliśmy w stanie robić tego częściej, nawet mając samochód. Tutaj wymaga to sporo wysiłku i czasu, inaczej niż w Polsce, gdzie nie jest żadnym problemem podjechać po parę rzeczy codziennie w drodze z pracy. fot. / / YAY Foto Co więcej, oferta produktów dostępnych w tutejszych sklepach nie rzuca na kolana. Mówi się, że Nowa Zelandia jest krajem słynącym z doskonałej jakości produktów spożywczych - nie do końca tak jest. Jako że kraj jest wyspą na Pacyfiku, spodziewaliśmy się wielkiego wyboru owoców morza, ryb. O ile owoce morza jeszcze da się znaleźć, o świeżą rybę ciężko. Przeprowadziliście prywatne dochodzenie w tej sprawie? Tutejsza gospodarka stoi eksportem żywności i produktów rolnych. Przetwory mleczne, wołowina, ale i ryby trafiają głównie za granicę. Dobre jedzenie tutaj na miejscu trzeba sobie umieć zorganizować. My dostaliśmy od znajomych namiar na farmera spoza Auckland, u którego zaopatrujemy się w mięso i nabiał. Dobrego jedzenia można oczywiście skosztować w licznych tu restauracjach – i tu dochodzimy do innego ważnego wątku – Nowa Zelandia to drogi kraj. Drogi dla turystów, bo koszt wynajęcia samochodu, żeby można było trochę pozwiedzać, jest wysoki. Jest też dość drogi dla mieszkańców, bo zarobki w stosunku do tutejszych cen nie przyprawiają o zawrót głowy. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, wyjeżdżając do Nowej Zelandii. Ranking 25 najlepszych kierunków emigracji Znajomi, którzy mieszkali tam przez rok, opowiadają, że jak nigdy w swoim życiu, notowali w zeszycie każdego wydanego dolara. My na początku utrzymywaliśmy się tylko z mojej pensji, co też wymagało drobiazgowego planowania domowego budżetu. Życie z jednej wypłaty nie jest tutaj łatwe – chodzi już nawet nie tyle o koszty rozkoszowania się pięknem tego kraju, co o nieruchomości. Auckland nieustannie zbiera wysokie noty w rankingach najdroższych miejsc do życia – i to głównie za sprawą wydatków mieszkaniowych. Statystyki podają, że na ten moment w samym Auckland brakuje ok. 50 tysięcy domów, czyli miejsc dla blisko 150 tysięcy osób. Szacuje się, że w ciągu kilku kolejnych lat skala problemu raczej się nie zmniejszy. I mówimy o domach, a nie mieszkaniach, nie bez powodu, prawda? Tak – w Auckland właściwie nie ma bloków. Co prawda budują się tu apartamentowce, ale będą to luksusowe nieruchomości w samym centrum, na pewno nie na kieszeń przeciętnego zjadacza chleba. Auckland w ogóle nie przypomina nowoczesnego miasta, to zbitek kilku miejscowości połączonych w jedną aglomerację. Pokonanie 25-kilometrowej trasy do pracy zajmuje mi codziennie około 40-45 minut i uważam, że jestem w naprawdę dobrej sytuacji. Oczywiście dużo zależy od tego, w jakiej konfiguracji się tu przyjeżdża. Singiel zamiast domu za miastem wynajmie pokój albo małe mieszkanie w centrum. A będzie długo szukał? Nasze doświadczenie jest takie, że w znalezienie odpowiedniej nieruchomości trzeba włożyć sporo wysiłku. Nam zajęło to trzy miesiące. Z powodu cen czy standardu? Jednego i drugiego. W Nowej Zelandii nie ma się co spodziewać typowo europejskiego sposobu budowania – solidnych murów, porządnego ocieplenia, szczelnych okien, centralnego ogrzewania itd. Taki standard dopiero zaczyna się pojawiać w nowym budownictwie. Poza tym w mieście, gdzie popyt przewyższa podaż, dochodzi do tego, że wynajmuje się w zasadzie wszystko. W skrajnych sytuacjach właściciele nieruchomości przerabiają własne garaże na mieszkania. To miejsca zajmowane przez studentów i osoby, które przyjeżdżają do wakacyjnej pracy w Auckland. fot. / / YAY Foto Na jakie inne duże wydatki trzeba się nastawić? Jeżeli nie ma się dobrego ubezpieczenia medycznego, to na opiekę zdrowotną. Szczególnie gdy trzeba wykonać bardziej zaawansowaną diagnostykę czy testy laboratoryjne. Koszty związane z nieruchomościami, żywnością czy zdrowiem nie składają się na obraz najlepszego miasta do życia. A taki tytuł Auckland zdobywało nie raz. Być może chodzi bardziej o tzw. lifestyle, czyli słowo, którego używa się tu bardzo często. O to, że nie czuć tu pędu czy pośpiechu, nie widać, żeby ludzie byli zabiegani. Żyje się tu raczej własnymi sprawami niż wielką polityką. To dość komfortowe, że jest się na końcu świata i naprawdę nie odczuwa żadnego stresu związanego z napiętą sytuacją geopolityczną. Dużo czasu spędza się poza domem, na powietrzu, najczęściej uprawiając różne sporty - latem gra się w krykieta, zimą w rugby, w międzyczasie pływa, nurkuje, chodzi po górach i jeździ na rowerze. Nie narzekamy na nudę, chociaż gdyby ktoś poszukiwał niebywałych wydarzeń kulturalnych jak festiwale, muzyka na żywo czy galerie sztuki, może się trochę rozczarować. Powiedzcie jeszcze, że na każdym kroku są mili urzędnicy. Kiedy się już zamieszka w Nowej Zelandii, wszystko działa raczej sprawnie i przyjemnie. Problemem natomiast jest to, żeby tu zamieszkać. Bo wizy? Nawet dla osób zatrudnionych proces wizowy nie zawsze jest prosty. W moim osobistym przypadku poszło gładko - miałem podpisany kontrakt i tzw. letter of offer, czyli potwierdzenie, że dany pracodawca chce mnie zatrudnić i że szukał osoby z kompetencjami, jakie posiadam, ale nie znalazł jej w Nowej Zelandii. Natomiast przy wizach dla mojej żony i dzieci czas oczekiwania i brak transparentności procedur był problematyczny. Po wysłaniu dokumentów zupełnie traci się kontrolę nad tym procesem. Nie wiadomo gdzie te papiery są, kto się nimi zajmuje i czy czegoś jeszcze potrzebuje. Pewne wymagania związane z tym procesem mogą być niekomfortowe. Na przykład żeby moja żona mogła dostać wizę, trzeba było udokumentować naszą relację. Akt małżeństwa jest przy tym tylko jednym z dowodów i wcale nie gwarantuje sukcesu. Musieliśmy przygotować specjalne streszczenie historii naszego związku, opisać jak się poznaliśmy, dołączyć zdjęcia, na których jesteśmy razem, inne informacje i dokumenty potwierdzające, że rzeczywiście jesteśmy w stałej, stabilnej relacji. Takie rzeczy z jednej strony zajmują sporo czasu, a z drugiej powodują niepewność, czy aby na pewno wszystko się uda. Mimo to ludzie ciągną do Nowej Zelandii. Choć wielu z nich wie, że na miejscu może nie być łatwo o pracę. Sądzę, że osoby, które przyjechałyby tutaj z chęci zobaczenia kraju, ale nie miały wcześniej nagranej pracy, mogłyby mieć duży problem z jej znalezieniem. Między innymi dlatego, że bardzo ważne jest udokumentowane nowozelandzkie doświadczenie zawodowe, tzw. kiwi experience. Nowa Zelandia publikuje listę zawodów poszukiwanych, której warto się przyjrzeć. O pracę na pewno łatwiej informatykom, kierowcom ciężarówek czy budowlańcom niż nauczycielom. Rynek pracy w Nowej Zelandii - wybrane informacjeNowa Zelandia aktywnie zachęca do przyjazdu przedsiębiorców oraz cudzoziemców z kwalifikacjami, którzy stanowią największy odsetek wykształcenie, wiek i znajomość języka angielskiego są najważniejszymi czynnikami w rozpatrywaniu aplikacji wizowej. Średnia stawka godzinowa wynosi w Nowej Zelandii 27,51 NZD w sektorze prywatnym i 37,22 NZD w sektorze minimalna od roku wynosi 15,75 NZD/godz. i przysługuje pracownikom powyżej 16. roku sposobem rozliczania się pracodawcy z pracownikiem są wypłaty w cyklu tygodniowym/ 40-godzinny tydzień "Rynek nowozelandzki. Przewodnik dla polskich przedsiębiorców", Praca była formalnym powodem Waszych przenosin, ale na pewno nie jest jedynym, który zatrzyma Was na tym końcu świata na kilka lat? Rozwijam się tu zawodowo, i to doceniam. Nie mówię, że nie byłoby to wykonalne w Polsce czy innym miejscu na świecie, ale była okazja, żeby zrobić to tutaj, więc jesteśmy tutaj. Drugi ważny powód, dla którego chcemy być teraz w Nowej Zelandii, to dzieci – zdecydowanie są tutaj szczęśliwe. Przez te nasze wyjazdy są trójjęzyczne - dbamy o to, żeby mówiły po polsku, angielsku i francusku. Jesteśmy też zadowoleni z tutejszego systemu edukacji, kształcącego takie umiejętności, jak praca w grupie czy wystąpienia publiczne, które są tu na porządku dziennym. I nie dotyczą tylko dziewczynki, która śpiewa najładniej w całej szkole. Każde dziecko przygotowuje własne projekty badawcze, których wyniki prezentuje później przed grupą. W szkole, do której chodzi nasz syn, uczniowie mogą w ramach zajęć ukończyć kurs baristy, dzięki czemu w wakacje łatwiej znajdą pracę. To bardzo perspektywiczne podejście. Uczniowie ogólnie są zachęcani do wysiłku i przedsiębiorczości i za to nagradzani, co wiąże się z tutejszą kulturą świętowania sukcesu. To standardy, których nie doświadczyliśmy w polskim systemie edukacji, gdzie cały czas króluje sucha wiedza – słupki, tabelki i atlas do nauczenia na pamięć. Tutaj obok wiedzy ważne są kompetencje miękkie. Mamy poczucie, że będzie to dla dzieci cenny kapitał, który wpłynie na ich pewność siebie, ciekawość świata i rozwój zainteresowań. Mimo to nie planujecie zostać na stałe. Traktujemy pobyt tutaj jako pewien etap życia. Myślimy o kolejnych ciekawych miejscach, ale też o powrocie do bliskich w Polsce. Jednak na razie chcemy być szczęśliwi tutaj. Mimo bolączek? Nie ma ich wiele, bo do różnych odmienności już się przyzwyczailiśmy. Czasami jeszcze ciężko nam postawić granicę między tutejszym wyluzowanym stylem życia a opieszałością, podejściem, gdy nikt się nie spieszy i niekoniecznie wkłada sto procent zaangażowania w pracę, którą wykonuje. Od razu przypomina mi się, jak wzywałem specjalistę do naprawy okna. Umówienie wizyty zajęło trzy tygodnie. Kiedy przyszedł, okazało się, że nie miał narzędzi, więc musiał przyjść jeszcze raz. Za drugim razem zeszlifował kawałek drzwi, żeby się domykały, ale nie zabezpieczył ich, więc po deszczu zawilgotniały i nie dało się ich zamknąć - musiał przychodzić ponownie. To było dość frustrujące, ale dzisiaj miałbym już świadomość czego się spodziewać, co należy sprawdzić i moje wewnętrzne nastawienie byłoby inne. „Władca Pierścieni” nie uczula na takie niedogodności. Bo promuje Nową Zelandię jako kraj, który gwarantuje piękne widoki, wspaniałą przyrodę, przemiłych ludzi i niezapomniane wrażenia. I to wszystko absolutnie można tutaj spotkać. Ale przed przyjazdem trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czego oczekuję od tego kraju? Czy przyjeżdżam w celach turystycznych, czy przyjeżdżam żyć i pracować. To determinuje podejście i oczekiwania względem tego miejsca. Wioska hobbitów w Nowej Zelandii: Na co jeszcze warto więc uczulić? Na przyjeżdżanie do Nowej Zelandii w ciemno. Nigdy nie wiadomo, ile czasu zajmie znalezienie pracy i dostosowanie się do warunków, które tutaj panują. Jeśli ktoś planuje przenosiny, powinien też dobrze przemyśleć, czy „zepnie” mu się budżet. Także - czy w razie trudności będzie miał za co kupić bilet powrotny lub czy ma jakąś alternatywę. Europa ma tę przewagę, że jest blisko, więc w razie jakichś wyzwań nie do przeskoczenia, zawsze można wrócić, nawet samochodem. Stąd leci się dwadzieścia godzin samolotem albo płynie trzy miesiące statkiem i nawet awaryjny powrót do kraju ojczystego jest dość kosztowną sprawą. Jakie są szanse na to, żeby wrócić z Nowej Zelandii z poemigracyjnymi oszczędnościami? Trudno powiedzieć. W przygotowanym przez HSBC badaniu „Expat Explorer” Nowa Zelandia jako lokalizacja generująca oszczędności plasuje się raczej na dole stawki. My też przyjeżdżaliśmy tu jako do kraju rozwiniętego, z nastawieniem, że dobrze byłoby zaoszczędzić trochę pieniędzy, a później kupić fajne mieszkanie w Polsce i móc spełniać swoje marzenia. Natomiast to podejście ewoluuje i dzisiaj za ważniejsze uważamy to, żeby nasze dzieci odebrały dobrą edukację w bezpiecznym kraju. Mieszkasz za granicą albo wróciłeś do Polski z emigracji? Daj nam znać. Wyślij e-mail albo odezwij się na Twitterze. Zobacz też: Źródło:
WVzA7.
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/19
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/31
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/50
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/90
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/99
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/86
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/97
  • 4gjuw3ssvx.pages.dev/39
  • jak przeprowadzić się do nowej zelandii